niedziela, 7 kwietnia 2013


Rozdział trzeci.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~





       Wpatruję się w miejsce, gdzie przed chwilą wychodził ten człowiek. Co mam teraz zrobić? W jaki sposób się zachować? Stoję jak wryta. Zatracam się całkowicie w myślach...
    - Ana ? – szepcze Pan Clark, a ja to słyszę… jeszcze słyszę. Odwracam się i patrzę pytająco na tego mężczyznę. Cóż, jest przystojny jak na swój wiek. James jest do niego tak szaleńczo podobny. Uśmiecham się. – telefon do ciebie. Chyba dzwoni Anthony, o ile mnie pamięć nie myli.
    - Anthony ? – piszczę radośnie. John uśmiecha się w odpowiedzi i podaję mi słuchawkę. Och. Jak się cieszę, nie widziałam go tak długo. Tak dobrze, że dzwoni.
    - Ana! – krzyczy donośnie swoim słodkim głosem. Anthony jest homoseksualistą. Mój kochany przyjaciel!
    - Anthony, tak się cieszę, że dzwonisz. Wróciłeś już z tego Paryża? – pytam drażniąco.
    - Ana! – beszta mnie krzycząc ponownie moje imię. – To nie jest jakiś tam Paryż! Było świetnie! Ale wszystko się kiedyś kończy. Kiedy masz czas? Wpadnę po ciebie do pracy, ok?
    - Hej, spokojnie. – śmieje się. – Nie jesteś zmęczony podróżą ?
    - Oczywiście, że nie. – słychać drwinę w jego głosie – Mam dość energii, aby spotkać się z moją kochaną przyjaciółeczką. – piszczy.
Chichoczę.
    - W porządku. Wpadnij do mnie, kończę o 16.
    - Nie ma sprawy, kochana! Za godzinkę jestem. – o czym on mówi? Za godzinę? Nim zdążę coś powiedzieć, słyszę dźwięk sygnalizujący koniec rozmowy. Rozłączył się.


    - Och. Ana, moja najdroższa, beaucoup nous manquer! – kręci mną dookoła, a ja czuję, że zaraz zwymiotuję.
    - Rany, Anthony! – krzyczę. – Proszę cię, opuść mnie na ziemię. – mówię. Nagle cały potok moich myśli wraca. Harry Styles. Puszcza mnie i odpycha na długość swoich ramion. Mierzy mnie przenikliwym wzrokiem.
    - Ana? – mówi bezgłośnie. – Nie… - dodaję szybko, trzymając mnie w ramionach. – Co się stało, kochanie ?
    - Potrzebuję rozmowy. Nie rozmawiałam z Alką. Wiesz jaka ona jest. – uśmiecham się blado. To będzie trudniejsze niż myślałam. Kiwa głową i zabiera mnie pod ramię. Czuję się tak fantastycznie obok niego. To najbezpieczniejszy facet!
Siadamy w barze. To nie to samo co przed jego wyjazdem i nigdy mu tego nie zapomnę. Piorunuję go wzrokiem.
   - Co jest ? – pyta zdziwiony moją nagłą reakcją. Och, doprawdy nie wiesz o co chodzi, Anthony?
   - Nie udawaj głupiego. Czemu zabrałeś mnie do baru? Zresztą ten jest o niebo lepszy od tamtego.
   - A co ci się nie podobało w tamtym? – śmieje się widocznie rozbawiony.
   - No nie wiem, może to, że był dla gejów! – syczę, ale widząc jego minę, zaraz sama się uśmiecham.
   - Och, Ana, Ana. Ty lepiej opowiadaj co ci leży na tym sercu. – wzdycham głośno. Od czego mam zacząć? Jak to wszystko wyjaśnić?
   - Cóż, chodzi o chłopaka, nie byle jakiego. – mówię cicho – Przeprowadzałam z nim wywiad. Tak, tak, wiem. Ja i wywiad? Niebywałe. Alka mnie poprosiła. Najzwyczajniej zachorowała. Niby nic, tak mi się przynajmniej wydawało, dopóki nie zobaczyłam z kim go przeprowadzam. Szczerze… nawet go nie znałam. Może ty kojarzysz? Harry Styles?
Anthony, otwiera usta i wybałusza oczy w zaskoczeniu. Zna go! Milczy przez chwilę, bijąc się z myślami. O czym on myśli?
    - Żartujesz chyba? – to prawie jak szept.
    - Nie, nie żartuję, ale po twojej minie wnioskuję, że znasz tego człowieka.
   - Jak można go nie znać. Ana, Na Litość Boską! – to już prawie krzyk. Patrzę na niego, próbując wyczytać coś z jego twarzy. Strach? Smutek? Troska? Zakłopotanie? A może szczęście? To wszystko się wyklucza. Na jego twarzy nie maluję się żaden wyraz. Ani kropli.
    - Zaprosił mnie jutro na kawę. – dodaję spokojnie. Mruży oczy, jakby nie zrozumiał co przed chwilą powiedziałam.
    - Nie lubisz kawy. –uśmiecham się do niego ciepło. Wiem, Anthony, wiem. No i właśnie boję się tego spotkania, jak żadnego innego.
Kiwam głową.
   - Ale dla Harry’ego Stylesa się napijesz? – to chyba pytanie…
   - Musisz być taki drażniący? O co chodzi? – patrzę na niego łagodnie. Chciałabym, aby wyczytał z moich oczu troskę. Chyba się udało… uśmiecha się.
   - Cóż, Ana. Pracuję w telewizji i swoje wiem. Wydaję mi się, że ten chłopak bawi się dziewczynami. Jesteś po prostu kolejną zdobyczą i jego kolejną ślicznotką. – kolejną, kolejną? Rumienię się na taki komplement z jego strony. – uwielbiam, gdy się rumienisz. – uśmiecha się szeroko. Och Anthony, tak bardzo mi ciebie brakowało.
   - Przestań. – mówię cicho – Skłamałabym, gdybym powiedziała, że tak nie uważam. Nie mogę o nim zapomnieć, odkąd zobaczyłam go na tym wywiadzie. To strasznie przytłaczające. Zresztą sam wiesz, że nie jestem w związkach… doświadczona.
   - A to tylko dlatego, że odtrącasz każdego napotykanego mężczyznę. – mruży oczy – A uwierz adoratorów jest mnóstwo.
   - Nie przesadzaj – rumienię się na nowo.
   - Rany, Ana! Nigdy to do ciebie nie dotrze. Nie chcę ci zabraniać, ja tylko ostrzegam. Nie chcę, żeby ci się coś stało. I nie chcę widzieć cię w takim stanie jak po nijakim Philipie. – patrzy na mnie morderczo – czułem się wtedy tak samo jak ty, przelewałaś na mnie złość!
Philip? Mój boże. Przypomniał sobie mojego byłego.
   - To był tylko jeden dzień męczarni. – szepczę.
   - Dla mnie trwało to wieczność… - syczy, ale po chwile wzrok ma łagodny. – Wiesz? Bardzo za tobą tęskniłem, Ana. Za takimi rozmowami szczególnie.
   - Też się stęskniłam, Anthony! Może porozmawiamy o tobie, nie będziemy wałkować mojego tematu, to nie dojdzie do niczego. Opowiadaj jak w Paryżu? Poznałeś swojego księcia z bajki? Bo przecież Paryż, to miasto zakochanych, cudowne miasto nadziei.
Kończę zdanie, a Anthony rumieni się jak na zawołanie. O rany! To takie cudowne. Wlepia wzrok w splecione dłonie, po czym unosi radosny oczy. Ale błyszczą!
    - Nie! – wykrzykuję – Anthony, ty się zakochałeś…


           Czemu on trzyma mnie za rękę? Myśli, że mu ucieknę? To takie frustrujące czuć jego dotyk wyraźnie aksamitny i zmysłowy. Delikatne ręce muskają lekko moje palce. Czy on robi to specjalnie ? Czuję jak uginają mi się kolana… tego się najbardziej bałam. Przechodzimy tylko na drugą stronę. Puszcza moją dłoń i uśmiecha się szeroko.
   - Panie przodem. – mówi miękko. Każde słowo z jego ust brzmi tak pięknie i gładko. Och. Odwzajemniam uśmiech i wchodzę, próbując zrobić to z gracją, jak za czasów „wywiadu”. No, no, prawie wszystko idealnie – śmieje się drwiąco podświadomość. Szukam miejsca. Jakiegoś odległego. Jest. Idealnie. Z daleka od każdego, od wszystkiego. Problemy znikają w takich miejscach.
   - Widzę, że nie lubisz być w centrum uwagi. – uśmiecha się szeroko.
   - Dobre stwierdzenie, nie przepadam za tym – czuję się nagle odważna. Zadowolona siadam na miejsce.
Momentalnie staję przed nami dziewczyna w brązowym fartuszku. Trzepocze rzęsami i oblewa się rumieńcem. Harry początkowo nie zwraca na nią uwagi i przygląda mi się uważnie. Uśmiecham się do niego blado.
    - Poproszę Cafe Latte z trzema cukrami brązowymi. – Unoszę wzrok znad karty. Mam go! Przygląda się dziewczynie. Widocznie zaciekawiony. Niezbyt ona śmiała. Ucieka od niego wzrokiem, a rumieniec nie schodzi jej z twarzy. Składa zamówienie. Nie byle jakie… moje zamówienie. Och. Na plakietce pracodawcy, napisane wyraźnie Lilly Cook. Kiedy odchodzi przewracam oczami.
    - Czy ty właśnie przewróciłaś oczami? – pyta wyraźnie rozbawiony. Mnie nie jest do śmiechu.
Nie! Nie uśmiechaj się! – krzyczy podświadomość, jednak jego uśmiech…  cholernie zaraźliwy zresztą.
    - Owszem. – odpowiadam  – Zainteresowany?
    - Czym? – pyta zdziwiony. Unosi brwi do góry, lustrując mnie całą.
    - Chyba kim. Panią Lilly Cook? Tak się nazywała, prawda?
    - Nie zwróciłem uwagi. – odpowiada cicho – zawsze sypiesz trzy saszetki cukru? – zmienia momentalnie temat. Przechylam głowę na bok, nie rozumiejąc.
    - Tylko do kawy. – uśmiecham się blado, ale jednak to robię. Czuję się skrępowana i jaka jeszcze? Radosna? Raz mnie onieśmiela, raz powoduje, że staje się śmiała. Dlaczego?
    - A do herbaty? – zaskakuje mnie tak mocno, że otwieram buzię ze zdziwienia. A po co mu to do wiadomości ?
    - Do herbaty sypię dwie łyżeczki. – odpowiadam niepewnie.
    - Tak z ciekawości pytam – usprawiedliwia się – Chociaż to tak jakbym przeprowadzał z tobą wywiad. Cóż, twoje pytanie i tak przebija wszystkie możliwe.
Chryste! Chodzi mu o to pytanie. Właśnie o to! Mam ochotę zastrzelić Wood. Gdyby tu tylko była…
    - Przepraszam – opuszczam wzrok – to nie są moje pytania. Jak już mówiłam, zastępowałam moją przyjaciółkę, Alicję Wood. To ona je układała.
    - Domyśliłem się. – odpowiada łagodnie - Jesteś bardzo tajemnicza. – stwierdza – Nie mogę rozszyfrować twoich myśli, a tak bardzo chcę wiedzieć o czym tak cały czas dumasz. Szczerze mówiąc lekko mnie to drażni. – Tajemnicza? Co we mnie tajemniczego do cholery? – Cały czas się rumienisz? Dlaczego? Chcę wiedzieć.
Oczy zrobiły mi się wielkie. Patrzę na niego zdumiona. Rany!
    - Dziwisz się? Każda dziewczyna rumieni się na twój widok.
    - Poważnie? Nie zwracam na to uwagi. – głos bez emocji! Ach, tak ?
    - Doprawdy? – uśmiecham się drwiąco. Patrzy na mnie rozbawiony i upija łyk cafe latte.
    - No dobrze. Da się to zauważyć, ale ty robisz to w taki sposób, że czuję się… zdekoncentrowany. Mam ochotę się wtedy na ciebie rzucić.
Och. Więc dlaczego tego nie zrobisz?!
    - Onieśmielasz każdą dziewczynę – mówię – w tym mnie – szepczę.
     - Za to jesteś pierwszą dziewczyną, która się do tego przyznała – mówi wesoło. Skaczę w duchu z radości. Pełen entuzjazm. Przyglądam się mu dokładnie. Ten przystojny mężczyzna siedzi tu właśnie ze mną. Coś w nim jest. Nie mogę jedynie zrozumieć, czemu mnie tu zaprosił. Biję się z samą sobą. Zadać mu to pytanie?
    - Dlaczego mnie tu zaprosiłeś? – słowa wychodzą z moich ust momentalnie. Nie orientuje się nawet kiedy. Widocznie przygląda mi się zakłopotany. Fajnie go takiego widzieć.
    - Wydaję mi się to oczywiste – poprawia się na siedzeniu. Och. Mrużę oczy, nie rozumiejąc. – spodobałaś mi się – dodaję. Staram się być jak najbardziej poważna, ale uśmiech sam wkrada się na twarz. Przygryzam wargę, tłumiąc śmiech. Podobam się Harry’emu Styles’owi! Co za dzień!
   - Przygryzasz wargę. – to jak ostrzeżenie – nawet nie wiesz jak to na mnie działa
Puszczam ją szybko zakłopotana. – chodź, wydaję mi się, że powinniśmy już iść.
   - Tak masz rację – mówię cicho.
        Łapie mnie za dłoń, a ja czuję tą elektryczność. To cudowne uczucie. Stajemy nie wiedząc kiedy,  przy przejściu dla pieszych. Czerwone światło.
   - Odwiozę cię do domu. – komunikuje. Patrzę na niego sfrustrowana. O nie.
   - Nie trzeba – mówię pośpiesznie. Nie chcę, żeby odwoził mnie pod dom. Alka będzie mnie wypytywała o wszystko możliwe. Nie mam na to ochoty, ani czasu.
    - Mam czas, nie ma problemu – nie mam pojęcia jak sobie z tym poradzić, puszczam jego dłoń, a on przymyka oczy w udręce. Dlaczego?
    - Harry… dam sobie radę – nie daję za wygraną.
    - Nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Odwiozę cię do domu i nie ma się co sprzeciwiać i tak to zrobię. Jeżeli nie pójdziesz sama, zaniosę cię do samochodu siłą. – zdumiona przyglądam się temu człowiekowi. Och, co to za irytująca sytuacja. Jestem tak wściekła, że ruszam przez pasy. Jedynie co słyszę to trąbienie samochodów. W jednej chwili życie przelatuje mi przed oczami. Czy warto było? Stłumione dźwięki krzyków. Ktoś krzyczy. Stoję wryta. Nieruchomieję. Czuję mocne, a zarazem delikatne pociągnięcie za rękę i w jednej chwili znajduję się w ramionach. Kogo to ramiona?
     - Cholera, Ana!
 Bezpiecznie w każdej pozycji. Przytulona do męskiej klatki piersiowej. Wdycham piękny zapach perfum. To jest oczywiste. Jestem cała otulona przez Boga. Teraz jestem pewna, że to Harry Styles.
    Oddycham głęboko, próbując się uspokoić. Nie chcę się cofać, nie chcę odchodzić. Chcę zostać w tych ramionach. Zrobię wszystko, niech mnie odwiezie pod ten cholerny dom, tylko niech mnie nie puszcza. Proszę.
    - Cśś, maleńka, spokojnie. – głaszczę mnie po włosach. Odsuwa mnie od siebie. Delikatnie, powoli odsuwa. O nie!
Patrzymy sobie w oczy. Czego teraz chcę? Chcę poczuć jego wargi. Przenoszę wzrok na idealnie wyrzeźbione usta. Och, Harry, co ty ze mną zrobiłeś? Czemu się pojawiłeś?
   - Nie – odpowiada stanowczo. Zdezorientowana patrzę w jego oczy. – Nie jestem chłopakiem dla ciebie, Ana. Proszę nie utrudniaj tego.
    - Nie rozumiem – mówię cicho. Przymyka oczy. Na jego twarzy maluję się strach i zakłopotanie. Zaciska mi się serce.
    - W porządku. W takim razie pójdę już sobie.
    - Ana, proszę…
    - Dowidzenia, Harry.
Odchodzę, szybko. Unikam pokusy obrócenia się. Tak bardzo bym chciała zobaczyć w jakim jest teraz stanie. Czemu powiedział coś takiego? Nie jest chłopakiem dla mnie? On ma całkowitą rację. On jest przystojny, a ja … ja to ja. To nigdy by się nie udało. Z opuszczą głową wracam do domu i czuję się fatalnie, jak jeszcze nigdy.







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
U mnie pogoda jest cudna! Mam nadzieję, że u was również :)) Aż miło spędzać czas. Brakowało mi słońca! 
Mamy rozdział trzeci.
Miłego czytania :)




1 komentarz:

  1. Śmierć na krześle O.o to jest takie genialne, że miałam motylki w brzuchu! to jak on ją przycisnął do siebie, ich dialogi <3 Kurdeee!!!!! Uzależniłam się od tego :(

    OdpowiedzUsuń