niedziela, 31 marca 2013



Rozdział drugi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Teraz muszę zmierzyć się tylko z moją wścibską przyjaciółką. Tak bardzo chcę uniknąć tego spotkania, że udaję się na kawę do pobliskiej kawiarenki. Siadam odlegle od rzeczywistości i zastanawiam się nad tym całym zdarzeniem. Co to był za chłopak ? Patrzę przez szybę i widzę ludzi. Ludzi pędzących szybko nie wiadomo w jakim celu. Ja chciałabym, aby czas w tej chwili się zatrzymał. Nie musiałabym przejmować się moimi nieodgadnionymi uczuciami. "Po co się na to zgodziłaś Jones ? Po co był ci ten wywiad ?" - syczy moja podświadomość. Przewracam oczami i wyciągam telefon z kieszeni mojego płaszcza. 
   - Ana ? - w słuchawce słyszę schrypnięty głos Alki, a serce rozpada mi się na drobniutkie kawałeczki. Już nawet nie jestem na nią wściekła. Wzdycham
   - Co się stało ? - pytam z nagłym rozdrażnieniem. O rany!
   - Martwię się po prostu. Gdzie jesteś ? - pyta ze skruszeniem. 
   - Nie martw się, Alka. Zaszłam do kawiarni, już się zbieram. - odpowiadam pospiesznie. - zresztą porozmawiamy w domu - syczę. 
   - Jesteś na mnie zła ? - w jej głosie słychać zdumienie. Nie wierzę, że nie wie o co chodzi... Jestem totalnie zawstydzona i zdenerwowana pytaniem "Czy jest Pan gejem, Panie Styles?". To zostanie mi długo w pamięci. 
   - Porozmawiamy w domu. - rozłączam się, zostawiam napiwek i wychodzę. 
Wsiadam do samochodu, a ręce trzęsą się niesamowicie. Ledwo co trafiam w stacyjkę i przeklinam szeptem. 
   - Cholera jasna! - wykrzykuję w końcu. Opieram się wykończona o siedzenie i biorę kilka głębokich wdechów. Wdech i wydech, wdech i wydech. Powtarzam czynność i w końcu ruszam. Ruszam zmierzając się z tym wszystkim.



   - Jej, Ana. Co ci się stało ? – wchodzę cała pobladła i zmęczona. Próbuję wyglądać na najbardziej zdenerwowaną osobę. Nie udaję mi się jednak i patrzę na nią łagodnie. – słyszysz mnie ? Ana! – beszta mnie, a ja ziewam głośno.
   - Jestem wykończona! Daj mi się położyć spać. – wzdycham.
   - Żartujesz ? – próbuje krzyknąć, ale kaszel jej na to nie pozwala. Zanosi się szlochem. Ona się dusi. Momentalnie otwieram szeroko oczy. Chryste, Alka! Klepie ją po plecach, próbując przywołać do porządku. Podnosi lekko dłoń do góry, dając mi do zrozumienia, abym przestała. – Przepraszam. No więc ? Opowiadaj. Chcę wiedzieć wszystko, bez wyjątku.
   - Nie dziś. Nie teraz. Proszę. – błagam ją z przymrużonymi od zmęczenie oczami. Unosi brwi do góry, ale spojrzenie ma łagodne.
   - W porządku. Masz racje, jesteś wykończona, kładź się spać. Jutro – wskazuje palcem wskazującym prosto na mnie – chcę dokładne streszczenie wywiadu, rozumiemy się ? – głos stara się mieć władczy, ale widzę, że przez jej twarz przemyka cień rozbawienia. Uśmiecham się blado.
  - Jasne. – odpowiadam szybko i kieruję się do pokoju.
Rzucam się na łóżko i w ubraniu odpływam w niespokojny sen.
Śnie o mężczyźnie z bujnymi lokami i niebiesko-zielonymi oczami. To takie frustrujące.
Budzę się wcześnie, zupełnie nie w moim stylu.
W głowie mam za dużo myśli i jedyne na co teraz mam ochotę to kąpiel. Schodzę z łóżka i pośpiesznie udaję się do toalety. Patrząc w lustro zastanawiam się nad swoją urodą. Cóż, sporo się nie zmieniłam od ostatniego roku studiów. Zdejmuję powolnie ubrania i napuszczam wody do wanny. Zapach jest niesamowicie kojący i już zapominam o połowie problemów, które mnie otaczają.
***


   - Zrobiłam śniadanie. Może teraz wszystko mi opowiesz – mówi Alka z kuchni, a ja mam ochotę uciec stąd jak najprędzej do roboty. Czy ta dziewczyna da mi odrobinę spokoju ?
   - Wiesz, szczerze mówiąc…
   - Wiem co chcesz powiedzieć. Nawet nie ma takiej mowy. – wchodzi mi w słowa.
   - O rany! Co chcesz wiedzieć ? – pytam z rozdrażnieniem. Patrzę na nią beznamiętnie, a ona unosi lekko brwi do góry. Oblewam się rumieńcem.
   - Przystojny prawda ? – pyta, a ja zamieram z widelcem w połowie drogi do ust i  z otwartą buzią przyglądam się jej, jakby powiedziała coś dziwnego. Czyli jednak wszystko wiedziała i nie chciała mi nic powiedzieć! – naprawdę żałuję, że to nie ja poszłam na ten wywiad. To była świetna okazja – kontynuuje. – wiedziałam, że ci się spodoba.
Patrzę na nią zdumiona. Chyba nie dam rady nic powiedzieć.
   - No powiesz coś w końcu ? – beszta mnie głosem niemal władczym – chcę wszystko wiedzieć – woła z entuzjazmem popijając sok pomarańczowy.
   - Co. Ci. Przyszło. Do. Głowy. ? – pytam stopniowo.
   - Nie rozumiem o czym mówisz. – śmieje się w głos. Chryste!
   - Nie wierzę, że napisałaś to pytanie na kartce. Przecież mogłam go tym urazić. Zresztą najpewniej to zrobiłam. – syczę przez zaciśnięte zęby.
   - Ana, nie bez powodu to pytanie zostało zadane. Chodzą plotki, że ten chłopak jednak jest gejem. Odpowiedział inaczej ?
   - A co miał odpowiedzieć ? Miał powiedzieć, że nim jest ? – warczę.
   - Spokojnie, Ana! Daj mi po prostu te notatki, chcę to wszystko przejrzeć i poprawić.
Dukam coś niezrozumiale pod nosem. – naprawdę nie znasz tego zespołu ? – pyta
   - Cóż, idąc na ten wywiad, nie wiedziałam nawet, że ta osoba gra w zespole! – ponownie syczę ku jej rozbawionej minie.
   - Przepraszam, przepraszam cię Ana! Idę poprawiać, a ty pewnie spieszysz się do roboty. Pa! – rzuca na odchodne i znika w swoim pokoju. Przewracam teatralnie oczami. Zakładam płaszcz i ruszam do pracy.
Staję w drzwiach już nieco spóźniona i zamieram widząc minę Pana Clarka. Idzie pewnie w moją stronę z rozgniewaną miną. Ojej, nie jest dobrze.
   - Jones – syczy. Przecież zawsze zwraca się do mnie po imieniu.
   - Panie Clark. Najmocniej przepraszam, to już się więcej nie powtórzy. – dukam zdezorientowana. Czuję się jak niesforne dziecko. Wzrok mu łagodnieje.
   - Ana, Ana, Ana. Co ja mam z tobą zrobić dziecko ? – pyta pozbawiony tej wcześniejszej wrogości. Pan Clark ma nie więcej jak 50lat. Patrzy na mnie pytająco unosząc brwi do góry.
   - Jeszcze raz przepraszam – patrzę na niego błagalnie.
   - Dobrze już dobrze, ale zmykaj już do pracy. – mówi. – Stałem przy ladzie całe 15 minut – syczy – jak ty to wytrzymujesz ?– kontynuuje. Uśmiecham się do niego życzliwie.
   - Jakoś to znoszę. – mówię szeptem i odchodzę.
Ostatni dzień w pracy nie należy do tych wspaniałych. Już po godzinie jest nudno i mam ochotę stąd wyjść. Opieram się dłonią o blat i wystukuję jakiś nieznany mi rytm. Kto niby chciałby kupić teraz narzędzia czy farby ? Może poszłabym już do domu ? Nie, nie. Jak najszybciej odsuwam od siebie tą myśl. Pan Clark wściekłby się na mnie i mimo tego, że on nie potrafi długo się na mnie gniewać… nie ryzykuję. Momentalnie staję jak na baczność, gdy słyszę dźwięk sygnalizujący wejście jakiejś osoby. Poprawiam mundurek roboczy i unoszę wzrok do góry. Chryste!
   - Dzień Dobry, Anastazjo. – wita mnie, miękko wypowiadając moje imię. Harry Styles, we własnej osobie w moim sklepie… w sklepie Pana Clarka.
   - Dzień Dobry. – dukam niesłyszalnie. Mój głos jest niemal głośniejszy od szeptu. Wlepiam wzrok w blat i odzywa się ta moja niekłamana nieśmiałość. Dlaczego przy nim tak właśnie się czuję ? – potrzebuję Pan czegoś ?
Prycha.
   - Daj spokój. Harry. – podaję mi dłoń, a ja niepewnie ją ściskam.
   - Anastazja. – odpowiadam równie niepewnie i oblewam się szkarłatnym rumieńcem. Jezu! Co za człowiek. Uśmiecha się szeroko.
   - A więc, czego potrzebujesz, Harry ? – pytam akcentując słodko jego imię. Unosi brwi do góry. Nie spuszczam wzroku, a otwieram szeroko oczy i przyglądam się mu beznamiętnie. A to nowość!
   - Potrzebuję taśmy malarskiej. – kiwam głową ze zrozumieniem. I wychodzę za lady. „Kochana tylko nie zemdlej” – śmieje się moja podświadomość, a ja przewracam oczami.
   - Proszę. – wskazuję na drogę przede mną.
   - Panie przodem. – uśmiecha się. Och, ten uśmiech mnie onieśmiela. Ponownie przewracam oczami ku obecności Stylesa. Ruszam przed siebie. Schylam się do odpowiedniej szufladki.
   - Proszę sobie wybrać, jakiej szerokości. – wypowiadam to miękko i seksownie. Ciekawe czemu ? Staję za nim, przyglądając się z ciekawością. Jest przystojny… w każdym calu! Schyla się i wyjmuję taśmę średniej szerokości. Och.
   - Ta będzie idealna. – podaję mi ją z uśmiechem i celowo dotyka mojej dłoni. Jego uśmiech jest zaraźliwy.
   - To wszystko ? – pytam ledwo słyszalnie. Głos mi drży. Nagle, nie wiadomo czemu, blednę.
   - Hej, wszystko w porządku ? – jego głos jest taki kojący, że działa na mnie orzeźwiająco. Patrzy na mnie z niepokojem i z czym jeszcze ? Ze strachem ? Dotykam czoła. Gorące.
   - Myślę, że tak. Tak, chyba nic mi nie jest. – O czym ja mówię ? Przymykam oczy. Otwieram je i widzę, że przygląda nam się syn Pana Clarka, James. Mruży oczy, po czym szybko do nas podchodzi.
   - Przepraszam na chwilę. – patrzę przepraszającym wzrokiem na Harryego i odchodzę. Nim James zdąży do nas dojść, ja go w tym wyprzedzam. Patrzy na mnie z uczuciem. O rany!
   - Cześć, Ana. – stara się być naprawdę miły. Bierze mnie w ramiona i okręca mną dookoła. Cóż, przypominając sobie moje samopoczucie z przed chwili, nie robi mi to dobrze. Chichoczę jednak. Z daleka widzę jak Harry mruży oczy, a wzrok ma tak lodowaty, jak wtedy kiedy zadałam mu to okropne pytanie.
   - Tak, James. Ja też się cieszę, że cię widzę. – śmieje się dalej. W końcu stawia mnie na ziemi.
   - Kochana! Twój ostatni dzień w pracy, Clark pewnie cię męczy, prawda ?
   - Nie powiedziałabym, że stanie za ladą jest czymś męczącym, powiedziałabym raczej nudnym. – uśmiecham się życzliwie do kolegi.
   - Masz rację. – mówi – a więc kim jest ten kolega, który zbliża się w tej chwili do nas ? – ton głosu zmienił mu się na drwiący. Och.
   - Anastazjo ? – mówi miękko, a ja odwracam się ze skrzywioną miną w stronę Boga! Przygląda się Jemes’owi lodowatym spojrzeniem. Przenosi wzrok na mnie i w oczach widzę zadziwiającą łagodność. Zadziwiająca zmiana nastroju!
   - Tak, przepraszam.. – gestykuluję rękami, wskazując poszczególnie osobę i przedstawiam ich sobie.
   - Harry, ten Harry Styles ? – pyta z niedowierzaniem James. Czy tylko ja nie znam tego człowieka ? Nie znałam… James, prawie skacze z radości, a ja patrzę na niego beznamiętnie.
   - Tak, miło mi. – uśmiecha się, zadziwiająco lodowato.
   - Ana, będę się zbierać. – uśmiecha się do mnie szelmowsko. – Panie Styles – kiwa głową i znika. Momentalnie znika, a ja ponownie zostaję z Panem lodowatym.
   - Coś jeszcze ? – pytam łagodnie.
   - Tylko to. – odpowiada szorstko wskazując taśmę malarską.
Cholera… czy ja go obraziłam ? Biorę głęboki oddech i idę do kasy. Podnoszę wzrok na Stylesa i automatycznie tego żałuję, wpatruję się we mnie uważnie. Poddaję mu reklamówkę z taśmą malarską i staram się na uśmiech.
   - Nie chciałabyś może umówić się na kawę ? – zaskakuje mnie tym pytaniem i szeroko otwieram buzię. To musi wyglądać dziwnie… zresztą przecież ja nie przepadam za kawą.
   - Czemu nie… - dukam zdezorientowana. Uśmiecha się szeroko. Tak, że prawie mdleję od tego widoku.
   - W takim razie wpadnę tu do ciebie. O której kończysz pracę ?
   - Właściwie to mój ostatni dzień w pracy tutaj. – przyglądam mu się, a on jakby się nad czymś zastanawiał i szukał odpowiednich słów. – możemy spotkać się w kawiarence naprzeciwko.
Ponownie obdarza mnie swoim cudownym uśmiechem.
    - W porządku. Jutro w południe ? – pyta i nim coś powiem podaję mi swój numer telefonu. Patrzę na niego sfrustrowana. – Do jutra.
Odwraca się i już-już  ma odchodzić. Mam ochotę opaść na zimną posadzkę, wykończona tym przedstawieniem, odkręca się jednak, a mnie brak tchu.
   - Ach. Jeszcze jedno. Cieszę się, że to ty przeprowadzałaś ze mną wywiad, a nie Pani Wood. – uśmiecha się i ostatecznie wychodzi.
Cholera. Ten mężczyzna podoba mi się i nic tego nie zmieni. To takie ekstremalne uczucie. Jakby trzymało nas jakieś napięcie. Elektryczność. Przyjemna elektryczność… oblewam się szkarłatnym rumieńcem i wzdycham głośno. Harry Styles. Człowiek, który w tej chwili zmienia moje życie. 











~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Drugi za nami. Tak strasznie się czuję. Jest fatalnie. Boli mnie głowa i nie wiem jakim cudem zdołałam to napisać. Tak bym chciała, żeby wszystko było idealnie. 
Każdy by chciał!
Miłego czytania :)

czwartek, 21 marca 2013



   Rozdział pierwszy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



   Zapowiada się ciekawie.
Tłumię w sobie myśl o tym co mam zrobić. Dlaczego akurat musiała się rozchorować ? Tak bardzo mi to nie odpowiada. Moje myśli przesuwają się nagle do przygotowanego kompletu ubrań. Alka chyba przeszukała całą moją szafę, aby znaleźć to wszystko. Wow. Te ciuchy są wyzywające. Delikatnie gładzę jedwabną koszulę koloru jasnego różu i nieprzyzwoicie krótką czarną spódnicę. Koszula jest dość prześwitująca i krzywię się na tą myśl. Co za tupet ? To musi być ktoś ważny. Ona chce, abym wypadła świetnie! Tak! Teraz wszystko już rozumiem.
    Alka to moja kochana przyjaciółka. Tylko i wyłącznie ze względu na nią zgadzam się na ten szalony pomysł. Przecież „wywiady” to nie moja działka. Przygotowana staję w progu jej pokoju i przyglądam się jej ze współczuciem.
   - Ana, naprawdę ci dziękuję, że się zgodziłaś. – mówi zachrypłym głosem. Jest mi jej żal i przez chwilę przyglądam się jej z bladym uśmiechem.
   - Nie ma sprawy, kochana. Robię to tylko dla ciebie. – ujmuję jej dłoń i delikatnie gładzę.
   - Pamiętaj, wszystko masz na kartkach. Zadawaj tylko pytania. – uśmiecha się życzliwie, chyba nadal mi dziękuję. Kiwam lekko głową, prawie niezauważalnie.
   - Potrzebujesz może czegoś ? Mogę wstąpić do sklepu. – pytam z troską w głosie.
Kręci głową.
To mi wystarcza i już o nic nie pytam. Obrzucam ją jeszcze raz spojrzeniem z bladym uśmiechem.
   - Trzymaj się. – ściskam nieco mocniej jej dłoń. Widzi, że się denerwuje.
   - Ej! – beszta mnie. – Dasz sobie radę, jesteś w tym dobra, tylko jeszcze tego nie wiesz. – uśmiecha się, ale widać, że to wymuszony uśmiech. Jakby choroba jej na to nie pozwalała.
Odmachuję jej gorączkowo ręką i wychodzę. Mam zmierzyć się z najgorszym!
    Fakt, że nie chciała powiedzieć mi z kim będę prowadziła rozmowę, jeszcze bardziej mnie rozprasza. Kto to może być ? Zadaję sobie tylko to jedno pytanie w drodze.
Cholera!
Czemu jest taka uparta ? I w tym momencie staję się kompletną hipokrytką. Wysiadam z samochodu, a przed sobą mam wysoki wieżowiec. Mój Boże! Jest naprawdę wysoki! Kto to może być ?
Winda otwiera się, a ja mimo wszystko wdzieram się do niej z elegancją.  Dwóch facetów w garniturach wchodzi do niej, przyglądając się mi z nieodgadnionym wyrazem twarzy, czar pryska. W tej chwili czuję zażenowanie i cały mój niepokój wraca szybkimi krokami. Obciągam nerwowo spódnicę, która jest ewidentnie za krótka. Co to będzie za dzień…
Czas na mnie. Wychodzę z gracją i stoję jak wryta w ziemię. Delikatnie gładzę swoje ubranie. Czeka na mnie dziewczyna. Wygląda młodo i atrakcyjnie. Unosi wzrok znad kartek i uśmiecha się życzliwie.
    - Pani Jones ? – zwraca się do mnie z oficjalnym tonem, a ja rumienię się. Cóż, nie codziennie, ktoś zwraca się do mnie w tak kulturalny sposób.
Kiwam głową.
   - Anastazja Jones. Miło mi. – wyciągam ku niej dłoń, a ona ściska ją zdecydowanie i obdarza mnie tym samym życzliwym uśmiechem.
   - Eva White. Zastępuję, Pani, Panią Wood ? – oczy wpatruję w jakąś kartkę.
   - Tak. Alicja… znaczy Pani Wood, zachorowała. – oblewam się rumieńcem. Uśmiecha się pokrzepiająco.
   - Proszę za mną. – dodaje zdecydowanie. Głośno przełykam ślinę i czuję odrobinę ulgi. Co ty robisz Ana!? Opanuj się natychmiast!, krzyczy moja podświadomość.
Idę grzecznie za Evą, nie odzywając się ani słowem. Moje myśli, zajmuje osoba z którą będę przeprowadzać wywiad. I ponowne pytanie. Kto to może być ?
Wchodzimy do dużego pomieszczenia, wyglądającego na salon. Kręcę się dookoła, ale nie dostrzegam nikogo poza Panią White. Dziwne.
   - Proszę tu zaczekać. – mówi. Och, ona też nie chce wyjawić mi tej słodkiej tajemnicy. Kim do cholery będzie ta osoba ? Czy to jest aż tak tajne ?
   - Dobrze. – dukam przyglądając się wiszącym na ścianie obrazom. Czy to ma być dla mnie niespodzianka ? Alka by mi tego nie zrobiła, na pewno. Krążę po pomieszczeniu zagubiona, a jednocześnie zafascynowana abstrakcyjnymi malowidłami. Zawsze mnie ciekawiły. Napotykam czyjeś spojrzenie i nieruchomieję. Oparty o futrynę drzwi, przygląda mi się z zaciekawieniem. Mrugam oczami bardzo szybko przyswajając do siebie przebieg sytuacji. Jest cholernie przystojny! Chłopak może trzy lata starszy ode mnie. Mruży oczy. Opuszczam wzrok na pięknie wypolerowaną podłogę i oblewam się szkarłatnym rumieńcem. Rany!
    - Długo tu już przebywasz ? – pytam nieśmiało podnosząc wzrok. Ponownie mruży oczy. Chryste! Musiałam powiedzieć coś niestosownego. I wtem przypomina mi się „Pani i Pan”. – Długo tu już Pan przebywa ?– poprawiam się niemal od razu. Napotykam jego rozbawioną minę i nie mija chwila jak cicho się śmieje. Właściwie chichocze, a ja wraz z nim.
Jest mi tak głupio! Chyba dłużej tego nie zniosę. Ręką wskazuje mi skórzaną kanapę, której o dziwo wcześniej nie dostrzegłam. Podchodzę spokojnie do miejsca i siadam miękko. Serce bije mi jak młotem. Jest cholernie onieśmielający. Ponownie oblewam się rumieńcem, kiedy siada tak blisko mnie. Dostrzegam jego zielono-niebieskie oczy. Mam ochotę zapuścić dłonie w jego kręcone włosy. Pachnie pięknie.
   - A więc spodobały ci się obrazy ? – pyta od razu, nie odrywając ode mnie wzroku. Oczy mu niemal płoną. Co za spojrzenie!
   - Abstrakcja zawsze mnie fascynowała. Są naprawdę świetne – wypowiadam te słowa nieco głośniej. Aż się dziwie samej sobie. Uśmiecha się i pokazuje śnieżno białe zęby. Zniewalający uśmiech! Czy może mnie jeszcze bardziej zaskoczyć ?
  - A więc Panno Jones ? Wywiad ? – zaskakuje mnie dudniąca w nim radość. Zna moje nazwisko!
  - Dokładnie po to tu jestem Panie … ? – pytam unosząc brwi.
  - Styles. Harry Styles. – wymieniamy uściski dłoni. Przechodzi przeze mnie przyjemny dreszcz mieszający się z lekkim strachem przed samą sobą. Co się z tobą dzieję, Ana ?
   - Szczerze mówiąc nic na Pana temat nie wiem. Zastępuję moją przyjaciółkę, Alicję… Panią Wood. – poprawiam się natychmiast. Chcemy tonu oficjalnego. Proszę bardzo. – Zadam kilka szybkich pytań. Przynajmniej wiadomo mi, że są „szybkie” – akcentuje wyraźnie.
   - Śpiewam w zespole, Pani Jones. – uśmiecha się. – Proszę zadawać pytania. – beszta mnie. Ton głosu ma władczy. Chryste!
   - Tak. To w zupełności wystarczy. – burczę. – A więc, Jak Pan się odnajduję w „nowym” życiu ? Mam na myśli tę ogromną sławę.
   - Doskonale wiem co ma Pani na myśli. Cóż, nie myślę nad tym za dużo. Spotkało nas dużo szczęścia. Bądź nie bądź, jestem z siebie dumny. Jestem dumny z nas. – poprawia się szybko.
Kiwam głową ze zrozumieniem.
   - Ile jest członków w zespole ? – to moje oddzielne pytanie. Bardzo się dziwie, że go nie znam.
   - Dokładnie pięciu wraz ze mną.
   - Ehem, Jakie są wasze relacje ? Razem tworzycie grupę przyjaciół ? – pytam, zatapiając wzrok w pytaniu.
   - Och, tak. Zdecydowanie przyjaciele. Nawet więcej! – woła z entuzjazmem. – Kocham ich jak braci.
   - To bardzo miłe. – uśmiecham się. – To chyba najważniejsze, aby siebie wspierać. Sporo rozbrzmiewa się na temat waszej pomocy głodującym dzieciom.
   - Tak to prawda. – i tylko tyle słyszę z jego ust. Ma rację, nie zadałam pytania. W końcu unoszę głowę i napotykam jego oczy. Mój Boże! On patrzy cały czas. Przygryzam wargę. Zamyka oczy na chwilę i nieruchomieje. O rany! – to nie jest pytanie – warczy w końcu rozdrażniony. Mój wyraz twarzy zmienił się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Patrzę na niego zdumiona.
   - Przepraszam. – mówię szeptem. Kiwa głową i wzrok mu łagodnieje. Och, jak dobrze. Wyglądał  przerażająco.
   - Okej. Poproszę następne pytanie.
Kiwam głową ze zrozumieniem i nie myśląc zadaję kolejne głupie pytanie.
   - Lubi Pan sprawować kontrolę ? Chciałby Pan rządzić w swoim zespole i być jego liderem ?
Śmieje się głośno. Och.
   - U nas w zespole ? Nawet o tym nie myślałem, przecież to oczywiste. Nie dręczymy się nawzajem tego typu sielanką. Mamy managera, to nam w zupełności wystarcza, ale szczerze mówiąc uwielbiam sprawować kontrolę. Myślę, że każdy to lubi. – uśmiecha się szelmowsko.
  - Rozumiem. Przepraszam, że przejdę do poprzedniego pytania. Błędnie je sprecyzowałam. Jak się Pan czuję, pomagając charytatywnie ? Jakie uczucia wam towarzyszyły ? – pytam. Dlaczego w jego towarzystwie czuję się taka skrępowana ?
   - Cóż, na pewno czułem współczucie i myślę, że chłopaki też. To naprawdę coś wielkiego. Nie sądziłem, że to zmieni w jakiś sposób mój pogląd na życie. Jako człowiek, który ma ogrom pieniędzy, czułem się dość niezręcznie. Te dzieci naprawdę potrzebują pomocy, robiliśmy co w naszej mocy i dalej to robimy. – mówi i uśmiecha się. Super!
   - Sama chciałabym pomóc, niestety nie mam odpowiednich warunków. – dukam skonfundowana.
   - Nie trzeba mieć do tego warunków, Pani Jones. Wystarczy chcieć. – uśmiecha się życzliwie, a ja rozpływam się pod tym spojrzeniem.
  - Ma Pan dziewczynę, proszę Pana ? – pytam i momentalnie rumienię się. Ta odpowiedź będzie mnie bardzo interesować. Podnoszę wzrok i napotykam jego oczy pełne blasku. Unosi jednak brwi do góry. Cholera!
  - Nie, nie mam.
  - Czy jest pan gejem, Panie Styles ? – i w tym momencie przymykam oczy, kompletnie zszokowana. Jak Alka mogła dodać takie pytanie ? Jak mogła!
Kurwa!
Marszczy brwi, a na jego czole pojawiają się zmarszczki. Nie wierzę, że wypowiedziałam to pytanie, jednak czekam na odpowiedź. Próbuje udawać powagę sytuacji. Próbuje być spokojna i opanowana. Czemu to jest takie trudne ? Oblewam się rumieńcem, po raz setny tego dnia.
   - Cóż, nie wydaję mi się, żebym nim był. – odpowiada oschle. A więc go uraziłam. Nie wierzę!
   - Przepraszam. – mówię cicho. – będę się już zbierać. – wstaję na równe nogi i gładzę kostium. Harry również stoi.
   - Zebrała Pani wystarczający materiał, Pani Jones ? – pyta łagodniej.
   - To było ostatnie pytanie. – warczę zdenerwowana i jednocześnie zażenowana.
   - Rozumiem, odprowadzę Cię, Anastazjo. – ojej wypowiedział moje imię tak miękko. Waham się.
   - Dobrze, proszę Pana. – dukam w końcu.
Znajdujemy się przy windzie i ciężko spojrzeć mi w jego oczy. Czuję wstyd. Jak mogłam tak bezmyślnie postąpić. Kątem oka widzę, jego rozbawioną twarz. Szybka zmiana nastroju ? Dziwny mężczyzna. Winda otwiera się delikatnie, a ja wchodzę mimo wszystko z gracją.
   - Anastazjo. – mówi tonem pożegnalnym.
  - Harry. – wypowiadam jego imię miękko, a jego głos obiega całą windę. Dopiero, gdy wysiadam, zaczynam czuć minimalną ulgę. Przecież więcej się z nim nie spotkasz, Ana! Opieram się o kolumnę przy wyjściu. Cholera, co to było ? Jeszcze żaden mężczyzna nie podziałał na mnie jak Harry Styles i nie jestem w stanie tego pojąć…






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak widzicie powróciłam. Zdecydowałam się na coś nowego. To odurzające podobieństwo przebiegu zdarzeń do pewnej Trylogii. Nic nie pozostaje mi mówić... życzę wam miłego czytania. Może chociaż to was zainteresuje :)