niedziela, 21 kwietnia 2013


Rozdział piąty.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~


  


  - Spotkamy się jutro? – słyszę coś pomiędzy, nie jestem w stanie myśleć. W jego głosie słychać nadzieję. Dlaczego to robi? Wzdycham ciężko i decyduję się na ruch.
   - Nie wiem, Harry, naprawdę nie wiem. Zaskoczyłeś mnie.
   - Zdaję sobie z tego sprawę. Przepraszam, po prostu… czułem taką potrzebę. Uwierz, to sama prawda.
   - Chciałabym uwierzyć. Nie mogę pojąć czemu cię interesuje.
   - Niesamowicie mnie to dziwi. Czemu nie uważasz, że jesteś atrakcyjna, Ana? Jesteś naprawdę cudowną dziewczyną.
Schylam głowę zakłopotana, nie chcę ciągnąć tego tematu, nie potrafię za długo skupiać się na mojej osobie. Jego wyznanie wywołuje u mnie radość, w końcu działa na mnie jak nikt inny. Z drugiej strony czuję się kompletnie niepewnie w tej sytuacji. Najbardziej dołująca część mojego życia. Wydaję mi się, że za długo myślę… chyba jednak mi się nie wydaję. Harry ciężko wzdycha.
   - Nie zdajesz sobie z tego sprawy, prawda? – mówi cicho, a mnie zasycha w gardle. O rany! To działa na mnie dezorientująco. Niech on mi najlepiej nie zadaje teraz żadnych pytań. Proszę. Siedzę w bezruchu, a mam jedno wspaniałe wyjście. Po prostu wybiec pędem z tego samochodu. Coś jednak mnie przyciąga. Ta elektryczność pomiędzy nami. To uczucie, które jednocześnie mnie zabija i wzmacnia. Co mam mu powiedzieć? Jak ułożyć wszystko w jedną logiczną całość? Nim zdążę, jednak coś z siebie wydusić, łapie mnie za dłoń i delikatnie masuje. Jego dotyk! Nie!
    - Jeżeli będziesz mnie dotykał, nic od siebie nie dodam – szepczę, prawie niesłyszalnie. Zdziwiony cofa swoją rękę.
   - Dobrze. Teraz możesz mówić – zamykam oczy, aby choć na chwilę móc się skoncentrować. To dość trudne. Biję się z własnymi myślami. „No dalej, Ana, dasz radę” – krzyczy moja podświadomość. Waham się czego słuchać. „No dalej!” „No dalej!”
    - Tak masz rację, nie zdaję sobie z tego sprawy. Od zawsze tak było. Nawet jeżeli ktoś mnie przekonywał, że jest inaczej, stawiałam na swoim. Wiesz? Nie przeszkadzało mi to. Naprawdę. Nie czuję się z tym źle. – odpowiadam nie jąkając się – Było tak, dopóki ty, onieśmielający facet bez kompleksów, wyrywający wszystkie laski, próbujący wmówić mi, że jest inaczej i zadziwiająco ja chcę w to uwierzyć – syczę przez zaciśnięte zęby
Wzdryga się.
   - Wyrywający wszystkie laski? – powtarza cicho.
   - Poważnie tylko to usłyszałeś?
   - Odpowiedziałaś pytaniem na pytanie – jest zdenerwowany i doskonale wie, że to widać. Dlaczego? – Rozgryzłaś mnie jak nikt inny. To próbuje ci powiedzieć. Wtedy kiedy, prawie wpadłaś mi pod samochód z powodu twojej bezmyślności – warczy – mój boże, Ana, byłem przerażony! Gdyby mnie tam nie było… wolę nie myśleć co by się stało – ponownie się wzdryga – wpadłaś w moje ramiona, taka bezbronna, niewinna. Poczułem twój strach. To było okropne. Nie chciałem tego czuć, a ty chciałaś żebym cię pocałował, ale ja wiedziałem jak może się to skończyć. Nie chcę cię skrzywdzić, rozumiesz? – kiwam głową zdezorientowana.
   - Harry… - mój głos łamie się, gdy tylko wypowiadam jego imię. Właściwie co chcę mu powiedzieć? Łapie mnie za dłoń, a ja już nawet go nie ostrzegam. Ściskam ją mocno.
   - Obiecaj mi, że się jeszcze spotkamy – jest wyczekujący, jest kochany. Chcę go. To cała prawda.
 - Obiecuję – uśmiecham się blado. Puszczam delikatnie jego dłoń, a on obdarza mnie zmysłowym uśmiechem. Mięknę i zastanawiam się czy oby na pewno zdołam wyjść z samochodu. Szybko to robię, a stojąc już przy wejściu, odwracam się i macham nieśmiało ręką na pożegnanie.


***


Wchodzę zupełnie wyczerpana. Alka stoi w wejściu uśmiechnięta. Widząc moją minę, otwiera szeroko buzię. Nie znoszę kazań!
    - Co. Ci. Się. Stało? – pyta, wzrok ma jednak łagodny, czyli tak jak zawsze. Coś próbuje. Pytanie czy mam ochotę na rozmowę? Może powinnam z nią porozmawiać. Jestem w zupełności jej winna rozmowę.
    - Jestem wykończona – odpowiadam szeptem – do tego mam ogromne problemy, związane z moimi uczuciami. Nie wiem jak sobie z nimi poradzić i tak cholernie chciałabym zostać sama, ale wiem, wiem, że chcesz porozmawiać – i jak od dawna nie płakałam zanoszę się szlochem. Odkłada to co trzyma w ręku i spokojnie podchodzi do mnie. Przytula mnie do siebie delikatnie. Pachnie pięknie. Może nie jest to taki zapach jak Stylesa, ale jest moją przyjaciółką, to zapach otulający, orzeźwiający. Płaczę jej w ramię i delikatnie pocieram nosem.
   - Przecież wiesz, że zawsze pragnę informacji. Jesteś moją przyjaciółką Annie. – głaszcze mnie delikatnie po głowie – chodzi o niego, prawda? Zastanawiam się czy dobrze zrobiłam, wysyłając ciebie na ten wywiad. Mógł być to chociaż by Anthony lub ten jego przystojny przyjaciel – śmieje się – nawet zapomniałam jego imienia. Cóż, teraz jest moim wrogiem, od kiedy chciał cię wykorzystać.
   - Nie chciał mnie wykorzystać. – mruczę pod nosem prawie niezrozumiale.
   - Harry sądził inaczej. Tak, rozmawiałam z nim. Był wściekły na Erica, myślałam, że go zabije.
   - Słucham? – niedowierzam. Najwidoczniej, kiedy odleciałam w jego ramiona mdlejąc, musiał wrócić do klubu.
    - Tak, kochanie. Chyba był zazdrosny. Tak przynajmniej wnioskuje z mojego punktu widzenia. Anthony był pod wrażeniem. Szczerze go nie znam. Wydaję mi się jednak, że to nie chłopak dla ciebie. To tylko moje zdanie, pamiętaj. Wybór należy do ciebie. Nie chcę cię do niczego zmuszać, poza tym i tak wiem, że postawisz na swoim. Jednak płaczesz przez niego, tak?
Kiwam nieśmiało głową, a ona wzdycha.
   - Coś ci zrobił?
   - Nie! – zaprzeczam od razu oburzona.
   - W takim razie nie widzę powodu do płaczu, za bardzo się tym wszystkim przejmujesz, Ana. Coś ci powiedział.
    - Powiedział, żebym nigdy go nie opuszczała – i w tym tkwi problem. Ala jest zaskoczona i nie wie co powiedzieć. Ona zawsze ma na wszystko odpowiedź. Ale to fajne. – widzisz? I jak tu nie płakać, co? To frustrujący człowiek. Nie mam pojęcia, co on ma na myśli, mówiąc, żebym go nie opuszczała. Onieśmiela mnie.
    - Musisz zacząć się z nim komunikować, może w tym kwi problem. On chcę wiedzieć o czym myślisz, a ty pragniesz tego samego. – przyłapuję się na tym, że lekko ziewam. Jestem zmęczona – kładź się już spać. Pogadamy jutro. – całuje mnie delikatnie w policzek – Dobranoc, Ana.
    - Dobranoc – mówię cicho i pędem zmykam do sypialni. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Przytłaczające wiadomości. Nie wytrzymuję więcej presji… to chyba nie będzie koniec mojego płaczu. Łzy ciekną powoli, ale kojąco pomagają. Łkam cicho w poduszkę i rozkoszuję się tym, że Alka mnie nie usłyszy.

***


Jest mi za gorąco. Nieudolnie próbuję otworzyć oczy. Całe się kleją od płaczu. Cholera. Wstaję nie chcąc więcej przytłaczać się myślami, które prowadzą do nikąd. Słyszę jak ktoś krząta się po kuchni, a to oznacza, że Alka jeszcze nie wyszła. W stanie okropnym udaję się powoli do miejsca hałasu. Zamieram.
Harry uśmiecha się od ucha do ucha, po czym całkowicie zmienia mu się nastrój, blednie.
   - Płakałaś? – szepcze smutno. Chryste, skąd on to wie? Jestem zaskoczona. Co mam mu do cholery powiedzieć? O rany, to trudniejsze niż myślałam. – Płakałaś. To przeze mnie?
    - Harry…
  - Rany, Ana. Nawet nie próbuj kłamać, jesteś cała rozmazana. Chodź – ciągnie mnie przez całe mieszkanie, zapoznał się z nim. Kto go wpuścił? Alka? Prowadzi mnie do łazienki. – Siadaj – rozkazuje władczym tonem. Nawet nie próbuje się przeciwstawiać. Posłusznie robię co mi karze – Oczy zamknięte. – czy on będzie mi zmywał makijaż, który z mojego przemęczenie nie był zmyty wczoraj? O boże! On naprawdę to robi. Delikatnie pociera wacikiem moje oczy. To nawet cudowne uczucie.
    - Dziękuję – mruczę cicho, gdy on przygląda mi się smutno z troską i zakłopotaniem. Nie! Łapie mnie za dłoń, pociera lekko knykcie i z powrotem prowadzi do kuchni. Będę musiała z nim porozmawiać… niestety. Siadam przy stole, gdzie naszykowane jest już śniadanie. Przypomina mi się pobudka w jego sypialni i przepyszne śniadanie. Przyglądam się zaciekawiona wszystkiemu. Wygląda pięknie. Jestem głodna? Chyba jak wilk.
   - Jedz – nakazuje widząc, że nie czynie się na żaden ruch. Spoglądam na niego. Oczy mu się powiększają, gdy wyłapuje mój wzrok. Przymyka oczy – Jedz, Anatastazja, pogadamy później – odpowiada na moje niezadane pytanie. Och.
    - Kto cię tu wpuścił? – uśmiecha się w końcu. To cudowny widok. I nie wiem czy to z powodu tego, że jem, czy może z zadania tego banalnego pytania.
    - Twoja przyjaciółka – uśmiecha się jeszcze szerzej.
    - Nazywa się Alicja. – ganię go lekko. Spogląda na mnie z uznaniem, kompletnie nie wiem czemu.
  - Tak. Trudno było ją przekonać, ale jakoś dałem radę. Nie była przekonana do tego, aby mnie tu wpuszczać.
    - Co robiłeś przez cały ten czas? – pytam zaciekawiona.
    - Chętna informacji? Z początku pozwoliłem sobie na zwiedzanie mieszkania. Nie mogłem znaleźć twojej sypialni – śmieje się – w końcu dotarłem do celu. Mógłbym patrzeć na ciebie godzinami, kiedy śpisz. – oblewam się szkarłatnym rumieńcem na takie wyznanie z jego strony.
     - Patrzyłeś na mnie, gdy spałam? – niedowierzam – przecież wyglądałam fatalnie.
Nieruchomieje.
     - Wtedy nie zauważyłem – po uśmiechu nie ma ani śladu – Czemu płakałaś, Ana? To przeze mnie prawda? – kiwam głową niepewnie. Wzdycha.
     - Przepraszam. Po prostu mnie zaskoczyłeś, dla mnie to za dużo.
    - Rozumiem. – uśmiecha się blado – czuję się z tym beznadziejnie. Myśl, że płakałaś przeze mnie jest przytłaczająca. Nie rób tego więcej, proszę.
    - Nie mogę ci tego obiecać. – mówię cicho. Och. Czego on ode mnie oczekuje? Właściwie to jest mój powód do rozmyśleń. To jest moje niezadane pytanie, na które chciałabym znać odpowiedź. Dlaczego akurat ja? Czemu wybrał mnie? Jest wiele dziewczyn, a on wybrał właśnie mnie. Nie rozumiem tego. Rozluźnionej atmosfery brak. Zamieniła się ona na napiętą i wcale nie chcę zaczynać tak dnia.
    - Chciałbym cię dzisiaj zabrać na kolację, okej? – pyta poważnie, a mnie brak tchu. Kolacja?
    - Dobrze, zgadzam się.
    - W takim razie przyjdę po ciebie wieczorem. Teraz muszę iść do studia. – unoszę brwi pytająco.  – no wiesz, tam się nagrywa piosenki – wydaję się być rozbawiony. Mrużę oczy.
    - Nie wiedziałam, dziękuję, że mnie oświeciłeś, Styles – mówię ironicznie. Śmieje się, cudowny dźwięk, to szczery śmiech.
    - Naprawdę będę się już zbierać – mówi przepraszająco – Pamiętaj. Dzisiaj wieczorem
    - Tak tak, pamiętam – uśmiecha się szeroko i wstaję od stołu 
    - Jest Pani miłym towarzystwem, Pani Jones.
  - Pan również, Panie Styles – i pierwszy raz udaję mi się uśmiechnąć naprawdę miło i szczerze. Momentalnie przypomina mi się nasze pierwsze spotkanie. Był… władczy.
Odprowadzam go do drzwi. Mam na sobie jedynie za dużą bluzkę. O rany, czuję zakłopotanie i dźwięcznie wciągam powietrze. Odkręca się.
    - Do zobaczenia, Panno Jones. – ujmuje moją brodę. Czując jego delikatny dotyk palców przebiega mnie przyjemny dreszcz, to elektryczność. Mam nadzieję, że mnie pocałuję, jednak tego nie robi, całuje mój nosek. – nie pora na to, Ana. – szepcze konspiracyjnie do ucha, a ja się rozpływam i oblewam rumieńcem – O co chodzi? – pyta bez tchu, kiedy nieśmiało dotykam jego klatki piersiowej. Przenoszę wzrok na siebie.
    - To przyjemny widok dla oka – uśmiecha się szelmowsko. Chryste. To takie seksowne. Nie chcę, żeby odchodził.
    - Chcę, żebyś został – mówię cicho.
    - Kusisz mnie, Ana. Naprawdę chcę zostać i jeżeli nadal będziesz mnie dotykać, zapewne to zrobię. Muszę iść, zobaczymy się wieczorem. – brzmi to jak obietnica, dlatego odpuszczam i obdarzam go nieśmiałym uśmiechem.
    - Do zobaczenia, Panie Styles
Kuszę? A to niespodzianka! 








~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zmagałam się z tym rozdziałem. Szedł mi słabo. Nie mam pojęcia czy się spodoba, jednak mam gorącą nadzieję, że tak będzie. Czeka mnie cholerny stres tego tygodnia, musiałam się właśnie "odstresować". Chciałabym oczywiście, aby pod rozdziałem pokazały się również komentarze, których pod ostatnim wpisem nie było wcale. 
To naprawdę, ważne. Wtedy wiem, że piszę także dla kogoś innego, nie tylko dla siebie :) 
Miłego czytania :)

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział czwarty.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~





Opadam na łóżko. Czuję ogromną pustkę. Zapragnęłam nagle, aby czas płyną szybciej. Okazje nie trafiają się często i trzeba przyjmować prezenty, jakie przyniesie nam los. Miałam okazję… miałam. Ryzyko? Chyba nie znam znaczenia tego słowa, właściwie nie mam pojęcia czym jest ryzyko, skoro nigdy go nie podjęłam. Przekręcam się na drugi bok i przyglądam panoramie za oknem. Londyn. Muszę być wierna samej sobie, muszę podejmować  ryzyko…
    - Ana? – słyszę głos, gdzieś koło drzwi wejściowych. Nie dziwię się, gdy nagle przede mną znajduję się Alka. Cóż, może i powinnam z nią porozmawiać? Patrzę na nią beznamiętnie. Jestem zmęczona i mam ochotę zapaść się pod ziemię. Może powinnam z tym skończyć?
   - Co się z tobą dzieje? Jesteś nieobecna, błądzisz duchem. – czy tak właśnie to wygląda? Jestem trupem. No, niewątpliwie tak teraz wyglądam. Czuję się z tym fatalnie.
   - Trudny okres – odpowiadam zrezygnowana. Czy właśnie to chciała usłyszeć?
   - Szkoda, że nic o tym „trudnym okresie” nie wiem. – smutny głos powoduje, że moje serce rozpada się na milion kawałeczków. Proszę cię, Ala, nie rób mi tego! Wzdycham ciężko.
    - Masz rację, powinnam ci była powiedzieć. Powinnaś wiedzieć, w końcu jesteśmy… przyjaciółkami.
    - To chciałam usłyszeć. Co cię dręczy, kochanie? Rozmawiałam z Anthonym, on twierdzi, że będziesz potrzebowała pomocy. Nie rozumiałam z początku, widzę jednak, że coś się z tobą dzieję. – rozmawiała z Anthonym! To nowość i wcale nie jest mi z tego powodu do radości.
    - Ala, nie wiem co naopowiadał ci Anthony, ale wydaję mi się, że powinnaś dowiedzieć się tego ode mnie, a nie właśnie od niego. – mówię cicho – spotkałam się z Harrym, to tyle.
Czekoladowe oczy, patrzą na mnie z przerażeniem. Czy ona też uważa, że ten chłopak nie jest dla mnie? Zresztą on sam uważa, że tak jest…
   - Co ten facet ci zrobił? To przez niego taka jesteś? – pyta rozzłoszczona. Ale dlaczego? Nic się przecież nie stało. – Jak mogłam się nie domyślić, że chodzi o niego. Zwykle się nie mylę.
   - Nic mi nie jest – mruży oczy zdziwiona.
   - A więc?
   - A więc, nic.
   - Co znaczy nic? Chcesz mi powiedzieć, że nagle zmieniłaś się w cichą filozofującą osobę? Powiedz mi tylko czy chodzi o niego.
   - Powiedział, że nie jest chłopakiem dla mnie. – opuszczam głowę w udręce, nie chcę, aby wyczytała ból z moich oczu, namacalny na kilometr. Nie chcę, żeby oglądała mnie w takim stanie, ponieważ nigdy nie reagowałam tak na mężczyzn. To lekka przesada. Nie unoszę głowy, choć bardzo chcę.
   - A to dopiero! – wykrzykuje z entuzjazmem. – może jednak jest tym gejem, co? – szturcha mnie lekko z uśmiechem na twarzy. Humor wyraźnie się jej poprawił. O Rany! Uśmiecham się. Kto, jak kto, ale Alka, potrafi podtrzymać mnie na duchu.
   - Nie będziesz chyba tak siedziała. Anthony, zaprosił nas na drinka. W końcu jeszcze nie zdążyliśmy świętować zakończenia studiów! Poza tym, będzie ten jego kolega przystojniak. Pamiętasz?
   - Gadasz jak najęta, dobrze pójdę. Muszę się rozerwać – Alkohol nie zaszkodzi, wręcz jego odrobina  znacznie ułatwi sprawy.


Patrzę na przyjaciela morderczo.
   - Rozmawiałeś z Alką! – przekrzykuję tłum ludzi znajdujących się w klubie. Kiwa uśmiechnięty głową. Co w tym zabawnego? Nie chcę nawet słyszeć, że musiał to zrobić. – coś cię bawi, Anthony? Mnie nie jest do śmiechu.
    - Rany, Ana. Możemy porozmawiać o tym kiedy indziej? Zabawa trwa, rozluźnij się w końcu dziewczyno. Nie wiem jak ty, ale ja idę tańczyć – mruga porozumiewawczo do jakiegoś przystojnego faceta i rusza na parkiet. Nie mam ochoty tańczyć na trzeźwo.
   - No już, Ana, pijemy! – przed sobą mam moją przyjaciółkę, która patrzy na mnie entuzjastycznie, tak wyczekująco. Chce mojego pozwolenia, oczywiście, że się zgadzam. Kiwam głową.
Kilka kolejek od razu poprawia mi mój nieokreślony humor. W jednej chwili mam ochotę dołączyć do Anthonego, ale coś w głowie karze mi wyjść. Nim się orientuję, Alka rusza ze mną na parkiet. Moje ciało, samo porusza się w rytm muzyki. Kręci mi się w głowie.
    - Wyjdę na zewnątrz – krzyczę do Ali, która kiwa tylko głową i radośnie się uśmiecha. Zabieram torebkę i ruszam do wyjścia. Moje ciało przebiega nieprzyjemny dreszcz zimna. O rany.
Czuję jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu i przestraszona gwałtownie odwracam się w stronę sprawcy.
   - Spokojnie to tylko ja – Eric uśmiecha się od ucha do ucha. Ach, ten przystojny przyjaciel Anthonego. Łagodnieje i odprężam się – wszystko w porządku ?
   - Musiałam się przewietrzyć, trochę kręci mi się w głowie – odpowiadam niepewnie, staje blisko mnie i obejmuje w tali.
   - Ana, jesteś taka piękna – zakłada delikatnie kosmyk moich włosów za ucho, a ja nieruchomieję. Nachyla się i już-już ma mnie pocałować, ale czy ja tego chcę? Jest niesamowicie przystojny i … pijany. Nie, nie mogę.
   - Eric, puść mnie, nie chcę tego – nieudolnie próbuję się od niego odczepić. Nie daję za wygraną. – Proszę, Eric – to już prawie błaganie.
   - Chyba, powiedziała, że tego nie chce – w oddali w ciemnościach, słyszę głos. Ten cudowny głos. Harry Styles! Chryste! Co on tutaj robi? Eric otwiera buzię ze zdziwienia i z czego jeszcze? Zakłopotania? Mam wrażenie, że na moją twarz wkrada się nieproszony rumieniec. Tylko przy nim tak się dzieje. Piorunuję Erica wzrokiem, a on bez jakiegokolwiek komentarza wchodzi z powrotem do baru. Patrzę na niego przepraszająco po czym mrużę oczy. Niesamowicie kręci mi się w głowie.
    - Jakim cudem się do cholery tutaj znalazłeś? – pytam cicho, ale też wściekle i nim zdąży odpowiedzieć, nogi uginają się pode mną i mdleję, odpływam w jego ramiona.
    - Kurwa – syczy przez zaciśnięte zęby i tylko to słyszę, nie więcej…



Budzę się. Jest mi za gorąco. Pocieram dłońmi o oczy i rozglądam się zaciekawiona, zaskoczona i przerażona. Omiatam cały pokój wzrokiem. Duże łóżko na którym leżę, jest takie wygodne, nie mam zamiaru z niego schodzić. Pięknie pachnie, takim dobrze mi znanym zapachem. Harry… Co ja tu kurwa robię?
Mam już wstawać, gdy do pokoju wchodzi on. Cholera gdzie on był? Spał ze mną? A może my…?
    - Cześć – uśmiecha się tym swoim pięknym uśmiechem. Przebiega mnie przyjemny dreszcz.
    - Cześć – mruczę nieśmiało, a on podchodzi do łóżka i siada przy mnie.
    - Jak się czujesz? – pyta rozbawiony – Przyniosłem ci leki i wodę.
    - Przepraszam – odpowiadam nagle
    - Za co? – a więc chce konkretnej odpowiedzi. No dobrze.
    - Przede wszystkim za to, że widziałeś mnie w takim stanie – odpowiadam – ale nikt ci nie kazał, brać mnie do siebie. – syczę, widząc jak mruży oczy. Nagle otwiera je szeroko zdziwiony moim wybuchem.
   - Zemdlałaś. Nie miałbym serca, gdybym cię tam zostawił – usprawiedliwia się – Wstawaj, zaraz będzie śniadanie, musisz coś zjeść po takim przedstawieniu. – czy ja mam ochotę na jedzenie? Wstaję posłusznie i kieruję się za nim do kuchni. Pachnie cudownie. W jednej chwili jestem głodna jak wilk. Przygryzam wargę, całe szczęście on tego nie widzi.
    - Odwiozę cię po śniadaniu do domu, tym razem, proszę, nie sprzeciwiaj się Ana. Chcę z tobą porozmawiać. – och, chce ze mną porozmawiać, ale o czym? Kiwam głową, ponieważ na więcej mnie nie stać. Uśmiecha się i wyraźnie odpręża. – Dobrze.
    - O czym chcesz konkretnie ze mną pomówić? – pytam w trakcie popijania soku pomarańczowego. Wstaję od stołu, chcąc odnieść talerz.
    - Siadaj, Agnes je zaniesie – odpowiada szybko. Patrzę na niego zdziwiona, ale siadam posłusznie – Agnes to moja pomocnica... wiesz, od sprzątania, gotowania i innych takich rzeczy – no tak, jak mogłabym się nie domyślić, przecież to gwiazda!
    - Rozumiem, a więc? – nie daję za wygraną i patrzę na niego wyczekująco. Wolno przegryza kęs naleśników, a więc nigdzie mu się nie śpieszy, zresztą jak zawsze.
    - A więc, co? – nie chcę mi powiedzieć!
    - Nic. – burczę ku jego rozbawieniu. – jedziemy?
   - Tak szybko? Myślałem, że jeszcze ze mną posiedzisz – robi smutną nadąsaną minę nastolatka, ale ja na to nie idę. Szybko wstaję od stołu…



W samochodzie trwa grobowa cisza. Nie jest ona krępująca. Ja wiem, że on myśli, a on wie, że ja myślę. Elektryczność którą czuję jest namacalna. Jedzie w idealnym tempie. Próbuję skupić uwagę na drodze, ale wzrokiem biegnę ku jego idealnemu profilowi. Przyglądam się mu. Ulegam pokusie…
    - Chcę porozmawiać o nas. – nie ma nas… prawda? – dużo o tobie myślałem, Ana. Naprawdę wiele o tobie myślałem… - urywa – Powiedziałem ci wtedy, że nie jestem chłopakiem dla ciebie. To cała prawda. Tak właśnie jest. Tylko czy ty mnie dobrze zrozumiałaś w tej kwestii? Tu nie chodzi o ciebie, a głównie o mnie, rozumiesz? – kiwam głową, bo tylko na to mnie stać. - Tylko, że ja nie mogę przestać o tobie myśleć i to mnie dołuje. Masz coś w sobie, Ana. Masz w sobie coś, co mnie do ciebie przyciąga. – hamuje gwałtownie i zatrzymuje się na poboczu, mam ochotę coś z siebie wyrzucić, mam ochotę krzyknąć: „Co ty robisz!?”. Jednak nic takiego się nie dzieję, dalej siedzę sztywno słuchając co mówi. To jak kazanie. - Nie mam pojęcia co robić, nie chcę cię skrzywdzić, Ana. – łapie mnie za dłoń i delikatnie masuje moje knykcie. Wow, ale uczucie! Staram się patrzeć prosto w jego oczy. Zadziwiająco się to udaje. –nigdy ode mnie nie odchodź. – patrzy na mnie wyczekująco, spokojny wzrok przeszywa mnie na wylot, a moje serce się kraje. Co mam powiedzieć temu wspaniałemu człowiekowi? Ledwo się znamy do cholery! – Ana, powiedz coś, proszę – błaga cicho. Chryste.
    - Harry…- mój głos jest schrypnięty, urywam...
    - Potrzebuję cię.
    - Słucham? – niedowierzam. O czym on mówi?
   - Dobrze słyszałaś – jego nadal spokojny wzrok wwierca się we mnie niczym wiertarka. Wzdycham ciężko.
   - O ile wiem, nigdzie się nie wybieram.
  - Och, dzięki Bogu. – słyszę westchnienie w jego głosie, ale dlaczego on tak reaguje? Co się tutaj do cholery dzieję? Mam mentlik w głowie i nie orientuję się nawet, kiedy włącza się w ruch. Nie odzywam się już, ani słowem. Nie wiem co powiedzieć. Co mam mu powiedzieć? Mam mu zadeklarować, że go nie zostawię, choć nigdy z nim nie byłam. Nie znam go. Nie wiem o nim nic. A on chce usłyszeć ode mnie słowa przysięgi: „ Nigdy ode mnie nie odchodź” To mocno popieprzone…





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem strasznie zmęczona, pomimo mojego długiego odpoczynku. Napisałam jednak. 
Jeszcze żyję, ale mam wrażenie, że powoli umieram, ależ mnie wszystko przytłacza! Życzę sobie powrotu do trzeźwości... Jak na razie nie jest najlepiej.

Miłego czytania :)


niedziela, 7 kwietnia 2013


Rozdział trzeci.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~





       Wpatruję się w miejsce, gdzie przed chwilą wychodził ten człowiek. Co mam teraz zrobić? W jaki sposób się zachować? Stoję jak wryta. Zatracam się całkowicie w myślach...
    - Ana ? – szepcze Pan Clark, a ja to słyszę… jeszcze słyszę. Odwracam się i patrzę pytająco na tego mężczyznę. Cóż, jest przystojny jak na swój wiek. James jest do niego tak szaleńczo podobny. Uśmiecham się. – telefon do ciebie. Chyba dzwoni Anthony, o ile mnie pamięć nie myli.
    - Anthony ? – piszczę radośnie. John uśmiecha się w odpowiedzi i podaję mi słuchawkę. Och. Jak się cieszę, nie widziałam go tak długo. Tak dobrze, że dzwoni.
    - Ana! – krzyczy donośnie swoim słodkim głosem. Anthony jest homoseksualistą. Mój kochany przyjaciel!
    - Anthony, tak się cieszę, że dzwonisz. Wróciłeś już z tego Paryża? – pytam drażniąco.
    - Ana! – beszta mnie krzycząc ponownie moje imię. – To nie jest jakiś tam Paryż! Było świetnie! Ale wszystko się kiedyś kończy. Kiedy masz czas? Wpadnę po ciebie do pracy, ok?
    - Hej, spokojnie. – śmieje się. – Nie jesteś zmęczony podróżą ?
    - Oczywiście, że nie. – słychać drwinę w jego głosie – Mam dość energii, aby spotkać się z moją kochaną przyjaciółeczką. – piszczy.
Chichoczę.
    - W porządku. Wpadnij do mnie, kończę o 16.
    - Nie ma sprawy, kochana! Za godzinkę jestem. – o czym on mówi? Za godzinę? Nim zdążę coś powiedzieć, słyszę dźwięk sygnalizujący koniec rozmowy. Rozłączył się.


    - Och. Ana, moja najdroższa, beaucoup nous manquer! – kręci mną dookoła, a ja czuję, że zaraz zwymiotuję.
    - Rany, Anthony! – krzyczę. – Proszę cię, opuść mnie na ziemię. – mówię. Nagle cały potok moich myśli wraca. Harry Styles. Puszcza mnie i odpycha na długość swoich ramion. Mierzy mnie przenikliwym wzrokiem.
    - Ana? – mówi bezgłośnie. – Nie… - dodaję szybko, trzymając mnie w ramionach. – Co się stało, kochanie ?
    - Potrzebuję rozmowy. Nie rozmawiałam z Alką. Wiesz jaka ona jest. – uśmiecham się blado. To będzie trudniejsze niż myślałam. Kiwa głową i zabiera mnie pod ramię. Czuję się tak fantastycznie obok niego. To najbezpieczniejszy facet!
Siadamy w barze. To nie to samo co przed jego wyjazdem i nigdy mu tego nie zapomnę. Piorunuję go wzrokiem.
   - Co jest ? – pyta zdziwiony moją nagłą reakcją. Och, doprawdy nie wiesz o co chodzi, Anthony?
   - Nie udawaj głupiego. Czemu zabrałeś mnie do baru? Zresztą ten jest o niebo lepszy od tamtego.
   - A co ci się nie podobało w tamtym? – śmieje się widocznie rozbawiony.
   - No nie wiem, może to, że był dla gejów! – syczę, ale widząc jego minę, zaraz sama się uśmiecham.
   - Och, Ana, Ana. Ty lepiej opowiadaj co ci leży na tym sercu. – wzdycham głośno. Od czego mam zacząć? Jak to wszystko wyjaśnić?
   - Cóż, chodzi o chłopaka, nie byle jakiego. – mówię cicho – Przeprowadzałam z nim wywiad. Tak, tak, wiem. Ja i wywiad? Niebywałe. Alka mnie poprosiła. Najzwyczajniej zachorowała. Niby nic, tak mi się przynajmniej wydawało, dopóki nie zobaczyłam z kim go przeprowadzam. Szczerze… nawet go nie znałam. Może ty kojarzysz? Harry Styles?
Anthony, otwiera usta i wybałusza oczy w zaskoczeniu. Zna go! Milczy przez chwilę, bijąc się z myślami. O czym on myśli?
    - Żartujesz chyba? – to prawie jak szept.
    - Nie, nie żartuję, ale po twojej minie wnioskuję, że znasz tego człowieka.
   - Jak można go nie znać. Ana, Na Litość Boską! – to już prawie krzyk. Patrzę na niego, próbując wyczytać coś z jego twarzy. Strach? Smutek? Troska? Zakłopotanie? A może szczęście? To wszystko się wyklucza. Na jego twarzy nie maluję się żaden wyraz. Ani kropli.
    - Zaprosił mnie jutro na kawę. – dodaję spokojnie. Mruży oczy, jakby nie zrozumiał co przed chwilą powiedziałam.
    - Nie lubisz kawy. –uśmiecham się do niego ciepło. Wiem, Anthony, wiem. No i właśnie boję się tego spotkania, jak żadnego innego.
Kiwam głową.
   - Ale dla Harry’ego Stylesa się napijesz? – to chyba pytanie…
   - Musisz być taki drażniący? O co chodzi? – patrzę na niego łagodnie. Chciałabym, aby wyczytał z moich oczu troskę. Chyba się udało… uśmiecha się.
   - Cóż, Ana. Pracuję w telewizji i swoje wiem. Wydaję mi się, że ten chłopak bawi się dziewczynami. Jesteś po prostu kolejną zdobyczą i jego kolejną ślicznotką. – kolejną, kolejną? Rumienię się na taki komplement z jego strony. – uwielbiam, gdy się rumienisz. – uśmiecha się szeroko. Och Anthony, tak bardzo mi ciebie brakowało.
   - Przestań. – mówię cicho – Skłamałabym, gdybym powiedziała, że tak nie uważam. Nie mogę o nim zapomnieć, odkąd zobaczyłam go na tym wywiadzie. To strasznie przytłaczające. Zresztą sam wiesz, że nie jestem w związkach… doświadczona.
   - A to tylko dlatego, że odtrącasz każdego napotykanego mężczyznę. – mruży oczy – A uwierz adoratorów jest mnóstwo.
   - Nie przesadzaj – rumienię się na nowo.
   - Rany, Ana! Nigdy to do ciebie nie dotrze. Nie chcę ci zabraniać, ja tylko ostrzegam. Nie chcę, żeby ci się coś stało. I nie chcę widzieć cię w takim stanie jak po nijakim Philipie. – patrzy na mnie morderczo – czułem się wtedy tak samo jak ty, przelewałaś na mnie złość!
Philip? Mój boże. Przypomniał sobie mojego byłego.
   - To był tylko jeden dzień męczarni. – szepczę.
   - Dla mnie trwało to wieczność… - syczy, ale po chwile wzrok ma łagodny. – Wiesz? Bardzo za tobą tęskniłem, Ana. Za takimi rozmowami szczególnie.
   - Też się stęskniłam, Anthony! Może porozmawiamy o tobie, nie będziemy wałkować mojego tematu, to nie dojdzie do niczego. Opowiadaj jak w Paryżu? Poznałeś swojego księcia z bajki? Bo przecież Paryż, to miasto zakochanych, cudowne miasto nadziei.
Kończę zdanie, a Anthony rumieni się jak na zawołanie. O rany! To takie cudowne. Wlepia wzrok w splecione dłonie, po czym unosi radosny oczy. Ale błyszczą!
    - Nie! – wykrzykuję – Anthony, ty się zakochałeś…


           Czemu on trzyma mnie za rękę? Myśli, że mu ucieknę? To takie frustrujące czuć jego dotyk wyraźnie aksamitny i zmysłowy. Delikatne ręce muskają lekko moje palce. Czy on robi to specjalnie ? Czuję jak uginają mi się kolana… tego się najbardziej bałam. Przechodzimy tylko na drugą stronę. Puszcza moją dłoń i uśmiecha się szeroko.
   - Panie przodem. – mówi miękko. Każde słowo z jego ust brzmi tak pięknie i gładko. Och. Odwzajemniam uśmiech i wchodzę, próbując zrobić to z gracją, jak za czasów „wywiadu”. No, no, prawie wszystko idealnie – śmieje się drwiąco podświadomość. Szukam miejsca. Jakiegoś odległego. Jest. Idealnie. Z daleka od każdego, od wszystkiego. Problemy znikają w takich miejscach.
   - Widzę, że nie lubisz być w centrum uwagi. – uśmiecha się szeroko.
   - Dobre stwierdzenie, nie przepadam za tym – czuję się nagle odważna. Zadowolona siadam na miejsce.
Momentalnie staję przed nami dziewczyna w brązowym fartuszku. Trzepocze rzęsami i oblewa się rumieńcem. Harry początkowo nie zwraca na nią uwagi i przygląda mi się uważnie. Uśmiecham się do niego blado.
    - Poproszę Cafe Latte z trzema cukrami brązowymi. – Unoszę wzrok znad karty. Mam go! Przygląda się dziewczynie. Widocznie zaciekawiony. Niezbyt ona śmiała. Ucieka od niego wzrokiem, a rumieniec nie schodzi jej z twarzy. Składa zamówienie. Nie byle jakie… moje zamówienie. Och. Na plakietce pracodawcy, napisane wyraźnie Lilly Cook. Kiedy odchodzi przewracam oczami.
    - Czy ty właśnie przewróciłaś oczami? – pyta wyraźnie rozbawiony. Mnie nie jest do śmiechu.
Nie! Nie uśmiechaj się! – krzyczy podświadomość, jednak jego uśmiech…  cholernie zaraźliwy zresztą.
    - Owszem. – odpowiadam  – Zainteresowany?
    - Czym? – pyta zdziwiony. Unosi brwi do góry, lustrując mnie całą.
    - Chyba kim. Panią Lilly Cook? Tak się nazywała, prawda?
    - Nie zwróciłem uwagi. – odpowiada cicho – zawsze sypiesz trzy saszetki cukru? – zmienia momentalnie temat. Przechylam głowę na bok, nie rozumiejąc.
    - Tylko do kawy. – uśmiecham się blado, ale jednak to robię. Czuję się skrępowana i jaka jeszcze? Radosna? Raz mnie onieśmiela, raz powoduje, że staje się śmiała. Dlaczego?
    - A do herbaty? – zaskakuje mnie tak mocno, że otwieram buzię ze zdziwienia. A po co mu to do wiadomości ?
    - Do herbaty sypię dwie łyżeczki. – odpowiadam niepewnie.
    - Tak z ciekawości pytam – usprawiedliwia się – Chociaż to tak jakbym przeprowadzał z tobą wywiad. Cóż, twoje pytanie i tak przebija wszystkie możliwe.
Chryste! Chodzi mu o to pytanie. Właśnie o to! Mam ochotę zastrzelić Wood. Gdyby tu tylko była…
    - Przepraszam – opuszczam wzrok – to nie są moje pytania. Jak już mówiłam, zastępowałam moją przyjaciółkę, Alicję Wood. To ona je układała.
    - Domyśliłem się. – odpowiada łagodnie - Jesteś bardzo tajemnicza. – stwierdza – Nie mogę rozszyfrować twoich myśli, a tak bardzo chcę wiedzieć o czym tak cały czas dumasz. Szczerze mówiąc lekko mnie to drażni. – Tajemnicza? Co we mnie tajemniczego do cholery? – Cały czas się rumienisz? Dlaczego? Chcę wiedzieć.
Oczy zrobiły mi się wielkie. Patrzę na niego zdumiona. Rany!
    - Dziwisz się? Każda dziewczyna rumieni się na twój widok.
    - Poważnie? Nie zwracam na to uwagi. – głos bez emocji! Ach, tak ?
    - Doprawdy? – uśmiecham się drwiąco. Patrzy na mnie rozbawiony i upija łyk cafe latte.
    - No dobrze. Da się to zauważyć, ale ty robisz to w taki sposób, że czuję się… zdekoncentrowany. Mam ochotę się wtedy na ciebie rzucić.
Och. Więc dlaczego tego nie zrobisz?!
    - Onieśmielasz każdą dziewczynę – mówię – w tym mnie – szepczę.
     - Za to jesteś pierwszą dziewczyną, która się do tego przyznała – mówi wesoło. Skaczę w duchu z radości. Pełen entuzjazm. Przyglądam się mu dokładnie. Ten przystojny mężczyzna siedzi tu właśnie ze mną. Coś w nim jest. Nie mogę jedynie zrozumieć, czemu mnie tu zaprosił. Biję się z samą sobą. Zadać mu to pytanie?
    - Dlaczego mnie tu zaprosiłeś? – słowa wychodzą z moich ust momentalnie. Nie orientuje się nawet kiedy. Widocznie przygląda mi się zakłopotany. Fajnie go takiego widzieć.
    - Wydaję mi się to oczywiste – poprawia się na siedzeniu. Och. Mrużę oczy, nie rozumiejąc. – spodobałaś mi się – dodaję. Staram się być jak najbardziej poważna, ale uśmiech sam wkrada się na twarz. Przygryzam wargę, tłumiąc śmiech. Podobam się Harry’emu Styles’owi! Co za dzień!
   - Przygryzasz wargę. – to jak ostrzeżenie – nawet nie wiesz jak to na mnie działa
Puszczam ją szybko zakłopotana. – chodź, wydaję mi się, że powinniśmy już iść.
   - Tak masz rację – mówię cicho.
        Łapie mnie za dłoń, a ja czuję tą elektryczność. To cudowne uczucie. Stajemy nie wiedząc kiedy,  przy przejściu dla pieszych. Czerwone światło.
   - Odwiozę cię do domu. – komunikuje. Patrzę na niego sfrustrowana. O nie.
   - Nie trzeba – mówię pośpiesznie. Nie chcę, żeby odwoził mnie pod dom. Alka będzie mnie wypytywała o wszystko możliwe. Nie mam na to ochoty, ani czasu.
    - Mam czas, nie ma problemu – nie mam pojęcia jak sobie z tym poradzić, puszczam jego dłoń, a on przymyka oczy w udręce. Dlaczego?
    - Harry… dam sobie radę – nie daję za wygraną.
    - Nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Odwiozę cię do domu i nie ma się co sprzeciwiać i tak to zrobię. Jeżeli nie pójdziesz sama, zaniosę cię do samochodu siłą. – zdumiona przyglądam się temu człowiekowi. Och, co to za irytująca sytuacja. Jestem tak wściekła, że ruszam przez pasy. Jedynie co słyszę to trąbienie samochodów. W jednej chwili życie przelatuje mi przed oczami. Czy warto było? Stłumione dźwięki krzyków. Ktoś krzyczy. Stoję wryta. Nieruchomieję. Czuję mocne, a zarazem delikatne pociągnięcie za rękę i w jednej chwili znajduję się w ramionach. Kogo to ramiona?
     - Cholera, Ana!
 Bezpiecznie w każdej pozycji. Przytulona do męskiej klatki piersiowej. Wdycham piękny zapach perfum. To jest oczywiste. Jestem cała otulona przez Boga. Teraz jestem pewna, że to Harry Styles.
    Oddycham głęboko, próbując się uspokoić. Nie chcę się cofać, nie chcę odchodzić. Chcę zostać w tych ramionach. Zrobię wszystko, niech mnie odwiezie pod ten cholerny dom, tylko niech mnie nie puszcza. Proszę.
    - Cśś, maleńka, spokojnie. – głaszczę mnie po włosach. Odsuwa mnie od siebie. Delikatnie, powoli odsuwa. O nie!
Patrzymy sobie w oczy. Czego teraz chcę? Chcę poczuć jego wargi. Przenoszę wzrok na idealnie wyrzeźbione usta. Och, Harry, co ty ze mną zrobiłeś? Czemu się pojawiłeś?
   - Nie – odpowiada stanowczo. Zdezorientowana patrzę w jego oczy. – Nie jestem chłopakiem dla ciebie, Ana. Proszę nie utrudniaj tego.
    - Nie rozumiem – mówię cicho. Przymyka oczy. Na jego twarzy maluję się strach i zakłopotanie. Zaciska mi się serce.
    - W porządku. W takim razie pójdę już sobie.
    - Ana, proszę…
    - Dowidzenia, Harry.
Odchodzę, szybko. Unikam pokusy obrócenia się. Tak bardzo bym chciała zobaczyć w jakim jest teraz stanie. Czemu powiedział coś takiego? Nie jest chłopakiem dla mnie? On ma całkowitą rację. On jest przystojny, a ja … ja to ja. To nigdy by się nie udało. Z opuszczą głową wracam do domu i czuję się fatalnie, jak jeszcze nigdy.







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
U mnie pogoda jest cudna! Mam nadzieję, że u was również :)) Aż miło spędzać czas. Brakowało mi słońca! 
Mamy rozdział trzeci.
Miłego czytania :)