Rozdział pierwszy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapowiada
się ciekawie.
Tłumię w
sobie myśl o tym co mam zrobić. Dlaczego akurat musiała się rozchorować ? Tak
bardzo mi to nie odpowiada. Moje myśli przesuwają się nagle do przygotowanego
kompletu ubrań. Alka chyba przeszukała całą moją szafę, aby znaleźć to
wszystko. Wow. Te ciuchy są wyzywające. Delikatnie gładzę jedwabną koszulę
koloru jasnego różu i nieprzyzwoicie krótką czarną spódnicę. Koszula jest dość
prześwitująca i krzywię się na tą myśl. Co za tupet ? To musi być ktoś ważny.
Ona chce, abym wypadła świetnie! Tak! Teraz wszystko już rozumiem.
Alka to moja kochana przyjaciółka. Tylko i
wyłącznie ze względu na nią zgadzam się na ten szalony pomysł. Przecież
„wywiady” to nie moja działka. Przygotowana staję w progu jej pokoju i
przyglądam się jej ze współczuciem.
- Ana, naprawdę ci dziękuję, że się
zgodziłaś. – mówi zachrypłym głosem. Jest mi jej żal i przez chwilę przyglądam
się jej z bladym uśmiechem.
- Nie ma sprawy, kochana. Robię to tylko dla
ciebie. – ujmuję jej dłoń i delikatnie gładzę.
- Pamiętaj, wszystko masz na kartkach.
Zadawaj tylko pytania. – uśmiecha się życzliwie, chyba nadal mi dziękuję. Kiwam
lekko głową, prawie niezauważalnie.
- Potrzebujesz może czegoś ? Mogę wstąpić do
sklepu. – pytam z troską w głosie.
Kręci głową.
To mi
wystarcza i już o nic nie pytam. Obrzucam ją jeszcze raz spojrzeniem z bladym
uśmiechem.
- Trzymaj się. – ściskam nieco mocniej jej
dłoń. Widzi, że się denerwuje.
- Ej! – beszta mnie. – Dasz sobie radę,
jesteś w tym dobra, tylko jeszcze tego nie wiesz. – uśmiecha się, ale widać, że
to wymuszony uśmiech. Jakby choroba jej na to nie pozwalała.
Odmachuję
jej gorączkowo ręką i wychodzę. Mam zmierzyć się z najgorszym!
Fakt, że nie chciała powiedzieć mi z kim
będę prowadziła rozmowę, jeszcze bardziej mnie rozprasza. Kto to może być ?
Zadaję sobie tylko to jedno pytanie w drodze.
Cholera!
Czemu jest
taka uparta ? I w tym momencie staję się kompletną hipokrytką. Wysiadam z
samochodu, a przed sobą mam wysoki wieżowiec. Mój Boże! Jest naprawdę wysoki!
Kto to może być ?
Winda
otwiera się, a ja mimo wszystko wdzieram się do niej z elegancją. Dwóch facetów w garniturach wchodzi do niej,
przyglądając się mi z nieodgadnionym wyrazem twarzy, czar pryska. W tej chwili
czuję zażenowanie i cały mój niepokój wraca szybkimi krokami. Obciągam nerwowo
spódnicę, która jest ewidentnie za krótka. Co to będzie za dzień…
Czas na
mnie. Wychodzę z gracją i stoję jak wryta w ziemię. Delikatnie gładzę swoje
ubranie. Czeka na mnie dziewczyna. Wygląda młodo i atrakcyjnie. Unosi wzrok
znad kartek i uśmiecha się życzliwie.
- Pani Jones ? – zwraca się do mnie z
oficjalnym tonem, a ja rumienię się. Cóż, nie codziennie, ktoś zwraca się do
mnie w tak kulturalny sposób.
Kiwam głową.
- Anastazja Jones. Miło mi. – wyciągam ku
niej dłoń, a ona ściska ją zdecydowanie i obdarza mnie tym samym życzliwym
uśmiechem.
- Eva White. Zastępuję, Pani, Panią Wood ? –
oczy wpatruję w jakąś kartkę.
- Tak. Alicja… znaczy Pani Wood,
zachorowała. – oblewam się rumieńcem. Uśmiecha się pokrzepiająco.
- Proszę za mną. – dodaje zdecydowanie.
Głośno przełykam ślinę i czuję odrobinę ulgi. Co ty robisz Ana!? Opanuj się
natychmiast!, krzyczy moja podświadomość.
Idę
grzecznie za Evą, nie odzywając się ani słowem. Moje myśli, zajmuje osoba z
którą będę przeprowadzać wywiad. I ponowne pytanie. Kto to może być ?
Wchodzimy do
dużego pomieszczenia, wyglądającego na salon. Kręcę się dookoła, ale nie
dostrzegam nikogo poza Panią White. Dziwne.
- Proszę tu zaczekać. – mówi. Och, ona też
nie chce wyjawić mi tej słodkiej tajemnicy. Kim do cholery będzie ta osoba ?
Czy to jest aż tak tajne ?
- Dobrze. – dukam przyglądając się wiszącym
na ścianie obrazom. Czy to ma być dla mnie niespodzianka ? Alka by mi tego nie
zrobiła, na pewno. Krążę po pomieszczeniu zagubiona, a jednocześnie
zafascynowana abstrakcyjnymi malowidłami. Zawsze mnie ciekawiły. Napotykam
czyjeś spojrzenie i nieruchomieję. Oparty o futrynę drzwi, przygląda mi się z
zaciekawieniem. Mrugam oczami bardzo szybko przyswajając do siebie przebieg
sytuacji. Jest cholernie przystojny! Chłopak może trzy lata starszy ode mnie.
Mruży oczy. Opuszczam wzrok na pięknie wypolerowaną podłogę i oblewam się
szkarłatnym rumieńcem. Rany!
- Długo tu już przebywasz ? – pytam
nieśmiało podnosząc wzrok. Ponownie mruży oczy. Chryste! Musiałam powiedzieć
coś niestosownego. I wtem przypomina mi się „Pani i Pan”. – Długo tu już Pan
przebywa ?– poprawiam się niemal od razu. Napotykam jego rozbawioną minę i nie
mija chwila jak cicho się śmieje. Właściwie chichocze, a ja wraz z nim.
Jest mi tak
głupio! Chyba dłużej tego nie zniosę. Ręką wskazuje mi skórzaną kanapę, której
o dziwo wcześniej nie dostrzegłam. Podchodzę spokojnie do miejsca i siadam
miękko. Serce bije mi jak młotem. Jest cholernie onieśmielający. Ponownie
oblewam się rumieńcem, kiedy siada tak blisko mnie. Dostrzegam jego zielono-niebieskie
oczy. Mam ochotę zapuścić dłonie w jego kręcone włosy. Pachnie pięknie.
- A więc spodobały ci się obrazy ? – pyta od
razu, nie odrywając ode mnie wzroku. Oczy mu niemal płoną. Co za spojrzenie!
- Abstrakcja zawsze mnie fascynowała. Są
naprawdę świetne – wypowiadam te słowa nieco głośniej. Aż się dziwie samej
sobie. Uśmiecha się i pokazuje śnieżno białe zęby. Zniewalający uśmiech! Czy
może mnie jeszcze bardziej zaskoczyć ?
- A więc Panno Jones ? Wywiad ? – zaskakuje
mnie dudniąca w nim radość. Zna moje nazwisko!
- Dokładnie po to tu jestem Panie … ? – pytam
unosząc brwi.
- Styles. Harry Styles. – wymieniamy uściski
dłoni. Przechodzi przeze mnie przyjemny dreszcz mieszający się z lekkim
strachem przed samą sobą. Co się z tobą dzieję, Ana ?
- Szczerze mówiąc nic na Pana temat nie
wiem. Zastępuję moją przyjaciółkę, Alicję… Panią Wood. – poprawiam się
natychmiast. Chcemy tonu oficjalnego. Proszę bardzo. – Zadam kilka szybkich
pytań. Przynajmniej wiadomo mi, że są „szybkie” – akcentuje wyraźnie.
- Śpiewam w zespole, Pani Jones. – uśmiecha
się. – Proszę zadawać pytania. – beszta mnie. Ton głosu ma władczy. Chryste!
- Tak. To w zupełności wystarczy. – burczę.
– A więc, Jak Pan się odnajduję w „nowym” życiu ? Mam na myśli tę ogromną
sławę.
- Doskonale wiem co ma Pani na myśli. Cóż,
nie myślę nad tym za dużo. Spotkało nas dużo szczęścia. Bądź nie bądź, jestem z
siebie dumny. Jestem dumny z nas. – poprawia się szybko.
Kiwam głową
ze zrozumieniem.
- Ile jest członków w zespole ? – to moje oddzielne
pytanie. Bardzo się dziwie, że go nie znam.
- Dokładnie pięciu wraz ze mną.
- Ehem, Jakie są wasze relacje ? Razem
tworzycie grupę przyjaciół ? – pytam, zatapiając wzrok w pytaniu.
- Och, tak. Zdecydowanie przyjaciele. Nawet
więcej! – woła z entuzjazmem. – Kocham ich jak braci.
- To bardzo miłe. – uśmiecham się. – To
chyba najważniejsze, aby siebie wspierać. Sporo rozbrzmiewa się na temat waszej
pomocy głodującym dzieciom.
- Tak to prawda. – i tylko tyle słyszę z
jego ust. Ma rację, nie zadałam pytania. W końcu unoszę głowę i napotykam jego
oczy. Mój Boże! On patrzy cały czas. Przygryzam wargę. Zamyka oczy na chwilę i
nieruchomieje. O rany! – to nie jest pytanie – warczy w końcu rozdrażniony. Mój
wyraz twarzy zmienił się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Patrzę na niego
zdumiona.
- Przepraszam. – mówię szeptem. Kiwa głową i
wzrok mu łagodnieje. Och, jak dobrze. Wyglądał przerażająco.
- Okej. Poproszę następne pytanie.
Kiwam głową
ze zrozumieniem i nie myśląc zadaję kolejne głupie pytanie.
- Lubi Pan sprawować kontrolę ? Chciałby Pan
rządzić w swoim zespole i być jego liderem ?
Śmieje się
głośno. Och.
- U nas w zespole ? Nawet o tym nie
myślałem, przecież to oczywiste. Nie dręczymy się nawzajem tego typu sielanką.
Mamy managera, to nam w zupełności wystarcza, ale szczerze mówiąc uwielbiam
sprawować kontrolę. Myślę, że każdy to lubi. – uśmiecha się szelmowsko.
- Rozumiem. Przepraszam, że przejdę do
poprzedniego pytania. Błędnie je sprecyzowałam. Jak się Pan czuję, pomagając
charytatywnie ? Jakie uczucia wam towarzyszyły ? – pytam. Dlaczego w jego
towarzystwie czuję się taka skrępowana ?
- Cóż, na pewno czułem współczucie i myślę,
że chłopaki też. To naprawdę coś wielkiego. Nie sądziłem, że to zmieni w jakiś
sposób mój pogląd na życie. Jako człowiek, który ma ogrom pieniędzy, czułem się
dość niezręcznie. Te dzieci naprawdę potrzebują pomocy, robiliśmy co w naszej
mocy i dalej to robimy. – mówi i uśmiecha się. Super!
- Sama chciałabym pomóc, niestety nie mam
odpowiednich warunków. – dukam skonfundowana.
- Nie trzeba mieć do tego warunków, Pani
Jones. Wystarczy chcieć. – uśmiecha się życzliwie, a ja rozpływam się pod tym
spojrzeniem.
- Ma Pan dziewczynę, proszę Pana ? – pytam i
momentalnie rumienię się. Ta odpowiedź będzie mnie bardzo interesować. Podnoszę
wzrok i napotykam jego oczy pełne blasku. Unosi jednak brwi do góry. Cholera!
- Nie, nie mam.
- Czy jest pan gejem, Panie Styles ? – i w
tym momencie przymykam oczy, kompletnie zszokowana. Jak Alka mogła dodać takie
pytanie ? Jak mogła!
Kurwa!
Marszczy
brwi, a na jego czole pojawiają się zmarszczki. Nie wierzę, że wypowiedziałam
to pytanie, jednak czekam na odpowiedź. Próbuje udawać powagę sytuacji. Próbuje
być spokojna i opanowana. Czemu to jest takie trudne ? Oblewam się rumieńcem,
po raz setny tego dnia.
- Cóż, nie wydaję mi się, żebym nim był. –
odpowiada oschle. A więc go uraziłam. Nie wierzę!
- Przepraszam. – mówię cicho. – będę się już
zbierać. – wstaję na równe nogi i gładzę kostium. Harry również stoi.
- Zebrała Pani wystarczający materiał, Pani
Jones ? – pyta łagodniej.
- To było ostatnie pytanie. – warczę
zdenerwowana i jednocześnie zażenowana.
- Rozumiem, odprowadzę Cię, Anastazjo. –
ojej wypowiedział moje imię tak miękko. Waham się.
- Dobrze, proszę Pana. – dukam w końcu.
Znajdujemy
się przy windzie i ciężko spojrzeć mi w jego oczy. Czuję wstyd. Jak mogłam tak
bezmyślnie postąpić. Kątem oka widzę, jego rozbawioną twarz. Szybka zmiana
nastroju ? Dziwny mężczyzna. Winda otwiera się delikatnie, a ja wchodzę mimo
wszystko z gracją.
- Anastazjo. – mówi tonem pożegnalnym.
- Harry. – wypowiadam jego imię miękko, a
jego głos obiega całą windę. Dopiero, gdy wysiadam, zaczynam czuć minimalną
ulgę. Przecież więcej się z nim nie spotkasz, Ana! Opieram się o kolumnę przy
wyjściu. Cholera, co to było ? Jeszcze żaden mężczyzna nie podziałał na mnie
jak Harry Styles i nie jestem w stanie tego pojąć…
Jak widzicie powróciłam. Zdecydowałam się na coś nowego. To odurzające podobieństwo przebiegu zdarzeń do pewnej Trylogii. Nic nie pozostaje mi mówić... życzę wam miłego czytania. Może chociaż to was zainteresuje :)
Ciesze sie, ze wrocilas z nowym opowiadaniem.
OdpowiedzUsuńRozdzial jest swietny. Jest pan gejem ? Rozwalilo mnie to.
A no i zapraszam, na moje npwe opowiadanie
Me-onedirection-and-my-sister.blogspot.com